Nie wiadomo mnie samej czy rzecz będzie dziś bardziej o zakupionej a tym samym odświeżonej po 4 latach dekoracji wrzosowej w koszu wiklinowym stojącym na naszej wszystko mieszczącej szafie, czy też o towarzyszącej jej starutkiej walizce dziadka Józefa przywiezionej przez niego z frontu w Egipcie gdzie dzielnie walczył, walizce ze świńskiej skórki, pięknie zszywanej białą nicią, z jego podpisem w rogu. Dla mnie ta walizka to rodzaj relikwii po dziadku najlepszym na świecie, który swojej rezolutnej wnuczce pozwalał czochrać się bez ograniczeń, i plątać kitki z kokardami na głowie,a w szczycie swej miłości do niej bo dziadek za mną wprost szalał udawał kobyłę, którą dosiadała - to pod wpływem ułańskich pieśni i opowieści dziadzia.
Mama opowiadała, że dziadek wracając z wojny tę właśnie walizkę miał całą zapakowaną czekoladami dla niej- pierwszej ze swoich dzieci mającej się urodzić gdy wcielono go do pułku, na którą przez czas wojny nie mógł patrzeć jak się rozwija. To były wtedy wielkie rodzinne dramaty- iść na wojnę w nieznane, zostawiając żonę na gospodarce, w zaawansowanej ciąży.
młody dziadek Józef -
fotografia wykonana dokładnie dnia 20 lipca 1937 roku-
a więc dwa lata przed rozpoczęciem wojny
a więc dwa lata przed rozpoczęciem wojny
Mama opowiadała, że dziadek wracając z wojny tę właśnie walizkę miał całą zapakowaną czekoladami dla niej- pierwszej ze swoich dzieci mającej się urodzić gdy wcielono go do pułku, na którą przez czas wojny nie mógł patrzeć jak się rozwija. To były wtedy wielkie rodzinne dramaty- iść na wojnę w nieznane, zostawiając żonę na gospodarce, w zaawansowanej ciąży.
Lubię tę swoją podsufitową przestrzeń pokoju, lubię zawieszać tam wzrok - w dużym stopniu ta walizka i wrzosy w koszu wpływają na atmosferę tego pomieszczenia. Nie tylko górują nad nim ale są jak kropka nad "i".
O walizkę dziadka Józefa tak zajadle zresztą walczyłam przy rodzinnym podziale spadku, że nikt nie śmiał mi podskoczyć. Nawet mama choć ona miała sentyment spory do niej. Musiała być moja. Wtedy też praktycznie ja jedna biłam się jak dzika o stare zdjęcia i albumy. Rzucałam się na tego typu pamiątkowe skarby tak zajadle już wtedy choć byłam żółtodziub ale czułam, że to są właśnie skarby prawdziwe.
Kosz wiklinowy natomiast miał początki ślubne. Był częścią ślubnego prezentu, który zrobili nam przyjaciele. W ten kosz włożyli pomysłowo zwinięte w rulonik dwa białe ręczniki frotte do nich mydełko, nastrojowe szczuplutkie świeczki-przyznam, że z racji swej urody służą mi do dziś jako ozdoba przewiązalam je tylko cienką wstążką w kolorze ecru, dwa kieliszki do szampana i sam szampan. Po radosnym, hmmm....... tu przemilczę, wykorzystaniu zawartości, kosz trzeba było też przecież jakoś zastosować bo za ładny na stanie w kącie bezużytecznie. I powstała idea kosza na wrzosy stojącego na szafie zaraz przy walizeczce dziadka. Myślę, że ta dwójka to dobrane towarzystwo.
O walizkę dziadka Józefa tak zajadle zresztą walczyłam przy rodzinnym podziale spadku, że nikt nie śmiał mi podskoczyć. Nawet mama choć ona miała sentyment spory do niej. Musiała być moja. Wtedy też praktycznie ja jedna biłam się jak dzika o stare zdjęcia i albumy. Rzucałam się na tego typu pamiątkowe skarby tak zajadle już wtedy choć byłam żółtodziub ale czułam, że to są właśnie skarby prawdziwe.
Kosz wiklinowy natomiast miał początki ślubne. Był częścią ślubnego prezentu, który zrobili nam przyjaciele. W ten kosz włożyli pomysłowo zwinięte w rulonik dwa białe ręczniki frotte do nich mydełko, nastrojowe szczuplutkie świeczki-przyznam, że z racji swej urody służą mi do dziś jako ozdoba przewiązalam je tylko cienką wstążką w kolorze ecru, dwa kieliszki do szampana i sam szampan. Po radosnym, hmmm....... tu przemilczę, wykorzystaniu zawartości, kosz trzeba było też przecież jakoś zastosować bo za ładny na stanie w kącie bezużytecznie. I powstała idea kosza na wrzosy stojącego na szafie zaraz przy walizeczce dziadka. Myślę, że ta dwójka to dobrane towarzystwo.
26 komentarzy:
Witaj!
Muszę Ci powiedzieć, że to, co napisałaś, jest mi bardzo bliskie. Po śmierci moich pradziadków również walczyłam o zdjęcia. Miałam wówczas 15 lat i o nich większego nie miałam szans niestety zawalczyć. Doskonale Cię rozumiem :)
Faktycznie walizka i wrzos dają nieziemski klimat wakacji na łonie natury i to dosłownie są ich alegorią!
Twoje zdjęcia odzwierciedlają cudowny klimat, ktory tak bardzo lubię.
P.S.
Widzę, że łączy nas miłość do białej zastawy stołowej :D
Pozdrawiam
I kolejna piękna HISTORIA rodzinna :))
A walizka taka jedna, jedyna na świecie, prawda?
Wrzosy i kosz u r o c z e!!!
Jestem w szoku! mam prawie identyczna historie i walizke dziadka mojego meza, tyle ze nie front w Egipcie, a Francja, Anglia i Holandia, na waliyce tey podpis i adres.
dzis walizka sluzy nam jako kufer na posciel i serwety
wspominalas kiedzs cos o tej walizce, tak czekalam az napiszesz o tym
piękna historia :))
niestety ja po moich ukochanych dziadkach mam bardzo mało pamiątek (prawie w rok po śmierci Dziadka spalił się Babci dom - nie zostało nic uratowane, dobrze, że nikomu nic się nie stało, ale niestety zdjęcia, szkolne zeszyty mojej Mamy, wszystko przepadło...)
udało sie uratować niewiele sprzętów- ale dziś z dumą mogę powiedzieć, że mam, dostałam w spadku (a w zasadzie w prezencie ślubnym) stelaż od maszyny z 1890r., na której to moja Babcia szyła mi poduchy i powłoczki (tak je nazywała)...
cudne są takie wspomnienia, prawda???
cudne, po stokroć cudne Anne, moja babcia Władzia też mówiła na to powłoczki, zresztą chyba wszystkie babcie tak mówiły, miała też swój słownik wyrazowy, słowa, których dziś już nikt chyba nie używa takie archaiczne, a w domu też mam stelaż po maszynie Singer niedawno ściągnęłam go dopiero do chałupy z piwnicy w której się kurzyła, ten za to drugiej mojej babci, która sporo szyła.Podobne te nasze klimaty jak widzę:)
taaak, do dzis moja prababacia mówi powłoczki. o, albo brandrura zamiast piekarnik:)i oczywiscie łyka pigułki, a nie tabletki :)
A powłoczki to ja mówię do dziś... U mnie w rodzinie się tak mówi i cześć...
Ja nei mam takich niesamowitych historii rodzinnych, moja starsza babcia miała 7 lat w roku rozpoczęcia wojny, a młodsza rok (a propos - pod zdjęciem dziadka masz błąd, bo wojna zaczęła się w 1939, a nie 38, jakby wynikało z podpisu po fotką, ale to chyba tylko literówka - ja czepialska jestem ;))i tylko rodzina mojego jednego dziadka została przesiedlona do Generalnej Gubernii...
masz rację oczywiście Królewno to przez pisanie w pośpiechu, przed pracą.
Przepiękne pamiątki,a mój 4-letni synek jest imiennikiem Twojego dziadka.
Cudowna rodzinna pamiątka.
W duecie z wrzosem wygląda bardzo zjawiskowo:)
No i widzę, że mam małe zaległości w czytaniu Twoich postów Kamo:)
W wolnej chwili poczytam:)
Kamo uwielbiam Twój blog:-) czytałam wszystkie posty od początku. Zazdroszczę Twoim koleżankom, że mają Ciebie:-)
mama_duszka
:)Kim jest Ta, która mi pisze tak przemiłe słowa. Dzięki. Ja powiedziałabym inaczej moi znajomi, bliscy... to się ze mną mają... na codzień ;)
Świetnie piszesz.
I ja mam podobną historię, tylko... z maszyną babci
Tak- nie będę się powtarzać... Ale naturalnie też uważam, że historia ta jest poruszajaca i pewnie wiele pokoleń jeszcze będzie się nią wzruszać. Tego Ci zycze. Póki co- to niezwykłej urody walizka - i ozdoba bądź co bądź - na codzień. A w takim otoczeniu wrzosów - dla mych oczu- to coś - na co chce sie patzrec i patrzec. Bardzo sentymentalna fotografia. I ta opowieść skłania do refleksji- co my sami zostawimy naszym pokoleniom po sobie- jako cenne - a jednoczesnie z tej epoki ??? czy przenosne dyski itp o niskiej w przyszłosci pojemności GB? czy masowe talerze z Ikea? mysle , ze wcenie moga byc tylko nasze rękodzieła . Woreczki z lawenda i takie tam własnoręcznie tworzone przedmioty- . zatem otwieram nowy temat - PAMIĄTKI PO NAS . choc oczywiscie nie czas jeszcze- niech kazda z nas wkrótce pokaże - co chciałby przekazac bliskiej osobie w przyszłości . A jesli temat zbyt osobisty- to nie było tematu (-;
P. S. przepraszam najmocniej za te moje literówki - czysty pośpiech + moja obcojęzyczna klawiatura
ivon777 wiesz przyznam, że temat bardzo ale to bardzo mi sie podoba-fajna idea. Pomyślę w najbliższych dniach.
Ivon tylko może zapodaj taką propozycję na swoim blogu a tylko dlatego to piszę, że po prostu ten wątek uzyskał już i tak tyle komentarzy Dziewczyn, że nie sądzę raczej żeby odwiedził go jeszcze ktoś lub powtórnie i to przeczytał.
a ja akurat przeczytałam. :) i myślałam wczoraj, zupełnie neizaleznie, o tym samym. i... ja stawiam na ręcznie pisany, czasem bazgrany pamiętnik jako pamiątkę po nas :)
i takowy tez piszę
świetne połaczenie i piękna historia!
:)jakoś tak dajecie mi zapał Dziewczyny do twórczego bycia.
Kamo! Przejrzałam sobie cały Twój blog i zauroczyły mnie zakamarki Twojego mieszkaia, zwłaszcza kuchnia! Bardzo ale to bardzo chciałabym ją zobaczyć w całości. Jakoś tam sielsko i tak przytulnie! Proszę, pokaż kuchnię...
Marta w najbliższym czasie pokażę, parę rzeczy mi nie pasuje stąd się ociągam.
Skąd ja to znam :)
a ta druga część kuchni to taka fakt w typie rustykalnej zabudowy ale żadna tam rewelacja. W domku kiedyś to sobie strzelę taką wiejską prawdziwą.
Ja niestety nie mam praktycznie zadnych zdjec moich dziadkow, ani zadnych pamiatek po nich... :( Z 'zazdroscia' wiec patrze na Twoje zdjecie dziadka i walizke. I na piekne wrzosy, ktore - mnie przynajmniej - nastrajaja bardzo wspomnieniowo.
Pozdrawiam serdecznie!
Prześlij komentarz