poniedziałek, 3 maja 2010

Niespodziewanka:)

Zaraz po haftowanym koniku miałam już dawno pochwalić się jeszcze czymś i znów zaświadczyć, że tyle wokół dobrych duszyczek no ale przesunęło mi się to znacznie w czasie bo przebrzydły wirus zwalił najpierw z nóg mnie- dogorywałam dosłownie, potem Gabrysia kichało, prychało, kaszlało biedactwo, ale jakoś Bogu dzięki dzielnie wyszedł bez antybiotykow z choroby, a na koniec męża, którego też tak siekło, że nigdy jeszcze go takim chorym nie widziałam.
Znów ktoś mnie uszczęśliwił.
Tym razem moja mina po otwarciu przesyłki była zdumiona i byłam pewna na bank, że ktoś pomylił się na allegro i zamiast książki o ogrodnictwie a dokładnie o aranżowaniu ogrodu , którą zamawiałam przesłał mi zakupiony przez kogoś innego- wielki gruby album o............. Napoleonie.


Już miałam wizję, że będę musiała to pakować, chodzić na pocztę i odsyłać sprzedawcy bo ktoś przecież czeka na swojego Napoleona. Gdy zajrzałam jednak głębiej do koperty i zobaczyłam oprócz tego serwetki do koszyka na chleb


i urocze ubranko chłopięce z motywem Puchatka stwierdziłam, że to chyba jednak nie pomyłka tylko celowy czyjś zamysł. Zrozumiałam wnet wszystko, gdy pod wpływem wertowania książka otworzyła mi się niemal na środku- dzięki celowo założonej tam wstążeczce i wtedy jako osoba żywo spontaniczna wykrzyknęłam: No nie, Ania szalona kobieta, Boże jaka kochana...
Wyjaśnię, że Anię poznałam blogowo gdy ponad rok temu opisałam swoją fascynację Kamieńcem. Odezwała się wywołana do tablicy tematem tegoż zrujnowanego dziedzictwa. Druga taka walnięta jak ja na tym punkcie. Spotkałyśmy się jeden jedyny raz w Łazienkach warszawskich gdy byłam przejazdem i pamiętam jak miłe i bogate w jej duszę było to spotkanie.
Otóż ilustracje w środku albumu pokazywały oczywiście mój najzacniejszy pałac w Kamieńcu jakim był gdy spędzał w nim historyczno romantyczne chwile Napoleon i jaki niestety pałac jest obecnie.


Aż odrżyla tęsknota za tym by i tej wiosny poczuć to miejsce znów. Wiele fantastycznych wprost nieznanych mi fotografii

, treść albumu na czytanie na razie czeka ale wnet gdy uporamy się z mężem, z czymś enigmatycznie powiem- bardzo posiadłości dotyczącym to "siędę" i zanurzę się w ową historię.

A tu jak wyglądał niezbyt atrakcyjnie mój koszyk na chleb dotąd- uwierzcie lub nie ale ile to ja razy miałam kupić sobie nareszcie jakąś porządną do niego serwetkę zamiast tej przykrótkiej, wciąż opadającej na dno serwetki, którą nałożyłam od biedy by coś serwetkowo-koronkowego chlebuś otulało


a jak elegancko wygląda to teraz ( w obu przypadkach patrząc od dołu koszyczka kawałeczek wystaje dla ozdoby:



Aniu mua mua mua- najpiękniej za wszystko dziękuję, bardzo ale to bardzo się wzruszyłam tym bogatym prezentem