czwartek, 26 lutego 2009

Poradzicie?

Dziewczyny i Chłopaki- jest sprawa otóż pomagam jednej osóbce stworzyć szatę jej bloga i jakoś nam idzie. Problem jest inny. Otóż zamieszcza zdjęcia w poście- te pojawiają się publicznie, pisze tekst towarzyszący i mimo, że w trakcie pracy widać go,tak samo potem po wejściu na tryb roboczy tekst jest jest to po opublikowaniu tekstu nie widać wcale ale to wcale- jest pusta przestrzeń po nim. Jak to zmienić, gdzie wejść i co przestawić. Prawdopodobnie coś niechcący musiała kliknąć bo w pierwszych dniach jej pisania wszystko było widoczne a teraz nie. Z góry dzięki w swoim i jej imieniu.

sobota, 21 lutego 2009

Pamiętna aukcja


Dążąc do ucieleśnienia planów o ładnym nakryciu stołu pod małżeńskie i przyjacielskie podwieczorki, gromadząc powoli taki skromny zapas bielizny stołowej, zainteresowałam się kilka dni temu aukcją obrusa na allegro, w której sprzedawca zamieścił taki opis:

"cudowny antyczny obrus kolkowy cały ręcznie wykonany z pięknymi haftami w kolorze łososiowym z dodatkiem jedwabnych nici ,w stanie idealnym.Wymiary długość 145cm szerokość 120cm".


Obrus wydał mi się ładny i niebanalny, warty kupienia.
Stwierdziłam zresztą, jakiś czas temu, wtórując poglądowi wielu, że allegro bywa, miejscem ciekawych okazji, a na pewno przestrzenią gdzie znajdziesz lub doczekasz się w krótkim czasie każdej rzeczy, której wypatrujesz poczynając od wyrafinowanych ubrań, poprzez wszelkie domowe wyposażenie - wliczając w to eksponaty niemal muzealne a kończąc na lekach wydawanych tylko na receptę i wszelkich gadżetach, które nie za bardzo wiadomo nawet czym dokładnie są.
W ostatnim kwadransie do końca aukcji obawiając się, że krzątanina po domu może mnie zaprzątnąć na tyle, że przegapię najbardziej decydujący moment, zalicytowałam dość odważnie. Oceniłam, że obrus od kilku dni zamrożony w cenie 41 zł mimo sporej grupy licytujących, prawdopodobnie zostanie sprzedany za te 80-góra 90 zł.
Byłam naiwna i pozbawiona krztyny wyobraźni, do czego bardzo zdeterminowani zakupem starego obrusa mogą być zdolni.
Śledząc z mężem ostatnie minuty aukcji wybałuszaliśmy oczy zdumieni czego jesteśmy świadkami.
Skoki cenowe przedstawiały się tak:
61.00zł ok. 20 minut do końca aukcji, ruszyła machina licytacyjna niestety
81.11zł niebezpiecznie ktoś się zbliża do mojej stawki,
90.50zł przyznam się, że to ja tak zaszalałam mając jednak wielką nadzieję, że tyle to ja aż nie zabulę kiedy wygram, naiwną nadzieję...
10 minut do końca aukcji 150zł, moja myśl- no nieee ale trudno, ostrrrrro ktoś pojechał z ceną ale po co tak sobie samemu podbijać, ja zdecydowanie wysiadam.
Następnie na kilka minut zapadła cisza................- złudna cisza przed burzą.
W ostatniej minucie działo się natomiast to:
34 sekundy do końca aukcji 250 zł- ło matko, kasiasty ktoś, albo jaki inny poczochrany szaleniec,
23 sekundy do końca 350zł - nie wierzę, no po prostu nie wierzę, że to się dzieje, kolejny skok i znów aż o 100 zł
3 sekundy do końca aukcji- ktoś trzeci nowy, tak jak to w tym przysłowiu, wszedł pomiędzy dwójkę tłukących się rekinów i skosił obrus za ... bagatela 404,99zł!!!

Czy ktoś z Was wie może coś więcej o tym obrusie, czego ja nie wiem bo może to jakiś obrus nazaretański, na którym obiady spożywała św. Rodzina lub może ostatecznie to obrus skradziony z domu czyjejś prababki przy okazji grabieży wojennych, a teraz odzyskiwany z radością po latach?
Oj, chyba jeszcze nie znam w pełni hazardowego oblicza allegro.
Mój mąż szczerze zwątpił w onej minucie osłupienia po aukcyjnego w złą sytuację finansową rodaków.

Efekty specjalne

Odwiedzając kilka dni temu bloga Jema Rose znalazłam link do pewnej chińskiej:) stronki efekt postarzania zdjęć gdzie można postarzyć współczesne zdjęcie tak iż wydaje się, że pochodzi sprzed wieku. Program jest przedszkolnie prościutki, fakt warto wrzucić sobie tłumaczenie na angielski gdyż inaczej może okazać się nie do zrozumienia przez te hieroglify a przyjemność i zabawa jest i już można nieco się pobawić w efekty postarzania. Oto dla przykładu mój zegar ścienny dziś i umowne sto lat temu.



fotka, którą zrobiłam na czeskich Hradczanach
ujął mnie ten tekst napisany na murze otulony winoroślą i latarnia



Wczoraj zaś odwiedziłam Elisse Utkane z marzeń i dałam się wziąć na haczyk przezabawnemu programowi fotomontażowemu, do którego link miała przycupnięty niepozornie u dołu bloga PhotoFunia. Zabawa okazała się przednia.
Wystarczy wrzucić swoje zdjęcie i można otrzymać takie finezyjne, medialne lub przezabawne fotomontaże. Te ostatnie zachowam dla siebie gdyż bywają filuterne aż nazbyt, wczoraj zwijaliśmy się ze znajomymi ze śmiechu.



czwartek, 19 lutego 2009

Hiacynt szybkokwitnący


Nie miną dwa tygodnie jak w kwiaciarni osiedlowej kupiłam koszyczek wypleciony z gałązek, obsadzony czterema skromnymi cebulkami hiacyntów, jakiego koloru trudno powiedzieć z racji faktu, że listki wtedy zaledwie wystawały z cebulek.
Dziś owa kompozycja wygląda tak, czwarta cebulka najmniejsza z wszystkich dopiero szykuje się do ukwiecenia więc to dopiero będzie hiacyntowa obfitość kwiatostanu a może i konflikt interesów bo wszystkie łodygi ciągną uparcie w stronę światła, wyglądają przy tym nieco jak szyje żyrafie spragnione wody ciągnące do wodopoju.
Zapach hiacyntów roztacza aż do drzwi wejściowcych, także kto wejdzie od razu czuje falę delikatnego kwiatowego zapachu .
Dopóki stały w samym koszyczku w takim ukwieconym stanie przewracały się prawie.
Wstawiłam je więc w nobliwą wazę (mój ulubiony wzór i kształt Fryderyka Wałbrzych), ocaloną z piwnicy pewnej starszej pani.




wtorek, 17 lutego 2009

Kraina śniegu


Wiem to niekonsekwentne, iście zresztą w moim stylu, konsekwencja to bardzo trudna umiejętność, którą ja posiadam w szczątkowej ilości.
Ponoć miało iść już ku wiośnie także na moim blogu, mamiłam Was tulipanami, żonkilami, prymulkami, miałam swoją bogato ukwieconą hortensję pokazać i wiosnę spraszać tylko i jedynie ale wobec takiego cudu natury zimowej, która przecież odchodząc już powoli chce nam jeszcze swoją szczodrość okazać, wobec tego cudu nie sposób nie zareagować zachwytem.

Wstając po nocnym nic nie wiedzeniu o tym co działo się pod osłoną owej nocy na zewnątrz oniemiałam czując się jak za czasów dzieciństwa gdy widok taki za oknem, zapowiadał już wspaniałe plany i atrakcje całego dnia czyli kuligowo - saneczkowe szaleństwa z rodzicami w malowniczym plenerze.
Nie czekając aż doprowadzę się do większego ładu estetycznego wybiegłam na dwór, stanęłam na progu domu niczym pingwin na trampolince, zrobiłam plum i już zapadłam się w śnieg - głęboki, puszysty, dziewiczy widać, że zaledwie ktoś jeden, drugi przeszedł tędy przede mną.
Śnieg padał, padał, padał nieprzerwanie.



Zapodziana pod kolana w śniegowych zaspach, niczym młody zając susy dawałam w sobie wiadomym celu śmiejąc się do siebie, z siebie i do tych widoków bo wyglądałam jak trzecia brakująca kula do bałwana.

Zabierając potem psy wzięlam też i aparat fotograficzny coby trochę uwiecznić. Osiedle się wybudzało powoli. Torować sobie drogę w zaspach zaczęli też inni śpieszący do pracy. Mijać musieliśmy się prawie ocierając się płaszczyk o płaszczyk, kurtka o kurtkę.
Niesamowite ale ten czar zimy udzielił się wielu na osiedlu, sąsiedzi nigdy ze sobą nie rozmawiający o czym doskonale wiem, zaczęli zagadywać się nawzajem przyjaźnie przy wspólnym odśnieżaniu samochodów, przechodnie brnący przez zaspy uśmiechali się do mijanego na zasadzie mówienia mu telepatycznie usmiechniętymi oczami " no wiem, że wyglądam jak bałwan ale ty trochę też ", czując, że można odwiesić dorosłe standardy traktowania się oschle na ulicy i wolno od teraz zachować się spontanicznie trochę jak to bywa u dzieci.
Ten i tamten pstrykał zdjęcia, jakby z nieba zamiast znanego śniegu spadła manna czy inny skarb co trzeba koniecznie uwiecznić.
Mówię Wam poranek był dziś bajkowy i mogę o tym pisać nieskażona stresem dotarcia porannie do pracy na czas w takich warunkach bo do pracy to ja mam dziś na popołudnie inaczej niż mąż, który do swojej roboty 6 km dalej dotarł po półtorej godzinie. No cóż zima znów zaskoczyła drogowców.

Wróciliśmy z psiurami zakulkowani aczkolwiek szczęśliwi a śnieg padał, pada i podobno ma padać jeszcze. Za oknem widzę w tej chwili na wszystkim co się nie rusza czystą czapę bieli.


teraz pytanie, który samochód jest nasz?



Franek - śnieżne tornado naciera!!!

kolega Taffi'ka i Franka jamnik Bakster- biedak niskoskanalizowany
po tym pierwszym siknięciu zaraz chciał wracać do domu





śnieżne klejnoty Franka
usuwa się na dwa sposoby: suszareczka lub ciepły prysznic

sobota, 14 lutego 2009

Powiedzmy sobie...bez okazji:)

Każdy powód by pojawiły się tu na blogu tak wytęsknione wiosenne kwiaty jak te co prawda znowu tulipany lecz inne niż poprzednie jest dobry. Walentynki również choć mój mężczyzna stara się nie wywoływać we mnie niedorzecznych skojarzeń, że to dlatego je otrzymuję, że mamy 14 lutego. Wręcza mi je więc zazwyczaj dzień przed lub dzień po. Tak dla zasady, żeby mnie upewnić i siebie przede wszystkim, że nie ulega żadnym naciskom zewnętrznym ani modom i że jest to po prostu najzwyczajniej jego spontaniczny gest.

piątek, 13 lutego 2009

14.02 Valentine's Day- sentymentalnie

Pielęgnowanie subtelnych uczuć, okazywanie miłości i przywiązania warto celebrować nie tylko ze względu na zachodnie mody a nawet wbrew dzisiejszej komercji Walentynek i współczesnej trywializacji powodu owego świętowania.

Ci, którzy są blisko nas, z którymi łączy nas niewidzialna duchowa nić a może nawet silny węzeł na podobieństwo tych żeglarskich, także w codzienności czekają na ciepłe słowa, gesty czułości, na to by usłyszeć, że wiele dla nas znaczą, że nasz świat bez nich byłby światem w którym nie wschodzi słońce, że Jego, Ją, Ich KOCHAMY ponad wszystko.

Oto z jakim pietyzmem, czasem może wręcz naiwnie za to przepięknie i wzruszająco pielęgnowano te uczucia kiedyś.





napisany odręcznie w roku 1850, poemat walentynkowy zakochanego, zatytułowany:
" To Susanna"
Irlandia, Cork




ryciny walentynkowe z magazynu Harpers Weekly Magazin 1864r.
po powiększeniu obrazy mają bardzo duże rozmiary- widać cenny detal



2 pocztówki z mojej kolekcji