czwartek, 31 grudnia 2009

Nieposkromione oczekiwanie na Nowy Rok 2010


W ten sylwestrowy dzień od rana nękała mnie maksymalna ochota na torta. Gdy mąż spytał jakie mam na dziś życzenia( rzadko kiedy tak formułuje pytanie mając na myśli co kupić w sklepie by zaopatrzyć lodówkę) to powiedziałam tylko: "chcę torta choćby maleńkiego" - to najważniejsze.
Całą ciążę chodzi zresztą za mną słodkie i zupełnie sobie tej rozkoszy podniebienia nie odmawiam i mam daleko w poważaniu, że podbija mi to wagę.
Mąż ten, co go z aureolą kreślę dwa posty poniżej pojechał więc posłusznie do cukierni i kupił torcika by spełnić zachciankę swojej kobiety.
Plan był taki by zacząć kosztować ów zbytek przy jakimś komediowym filmie w ramach okołopółnocnego oczekiwania na Nowy Rok 2010.

Jako, że ja jestem nieznośna z natury i nie tylko w ciąży :) i marudziłam, żebrałam o tego torta od przedpołudnia, że chcę i że naprawdę muszę bo spada mi cukier, to mąż na deser poobiedni w końcu przyniósł na tacy, położył tę śmietanowo-czekoladową pyszność przed nami na stół,...Zasiedliśmy, miał już zabrać się za krojenie...
Chciał tylko pstryknąć jeszcze pamiątkowe zdjęcie tortowi a, że pstrykał za długą jak na mnie chwilę szukając lepszych parametrów światła to ja w tym czasie zupełnie pochłonięta tortową okrywą wylizywałam ją paluchami dokumentnie nie wiedząc co się wokół dzieje taki ten krem okazał się pyszny.
I tak się zapomniałam i mąż widocznie też bo robiąc to zdjęcie był dla odmiany cały skupiony na motywie torta iż nie zauważył jak zaręczał, że uchwycił mnie w tle.

No jak zobaczyłam ten motyw poniżej to się nieźle uśmiałam, że ja się tak niewyżycie zachowuję przy stole.


Moi Drodzy Podczytywacze, podążając za głębszym przekazem tej fotki życzę Wam aby Nowy Rok 2010 był dla Was pełen słodyczy i spełnienia,
by należał do lat
sytych,
byście mogli zapomnieć się w szczęściu i lizać
palce z zachwytu, że życie może być takie pyszne.

piątek, 25 grudnia 2009

czwartek, 24 grudnia 2009

ŻYCZENIA BOŻNARODZENIOWE

cały czar świąt, wystrój i potrawy zorganizował mój dzielny mąż, ja tylko dla Was na chwilkę zwlokłam się z łóżka do zdjęcia co byście zobaczyli jak mi brzucho rośnie:)



Niech cudów pełna noc Wigilijnego Wieczoru przyniesie Wam Kochani moi duchowy spokój i radość.
Niech każda chwila Świąt Bożego Narodzenia żyje własnym pięknem, a Nowy Rok obdaruje Was pomyślnością i szczęściem.
Najpiękniejszych Świąt Bożego Narodzenia, niech spełniają się wszystkie Wasze najgłębsze pragnienia.


Kamila z Zakamarka

środa, 23 grudnia 2009

Już jutro Boże Narodzenie

Już jutro nocną porą nadejdzie dla Maryi czas rozwiązania- porodzi Niebiańską Dziecinę, na razie śpieszą prowadzeni przez Józefa, na osiołku do Betlejem.

Bardzo lubię ten obrazek.

wtorek, 22 grudnia 2009

Zróbcie sobie Babki mały przerywnik

Odkryłam dziś przypadkiem taki prościutki żartobliwy programik do zaprezentowania innym swojej rodzinki Wykreuj Swoją Rodzinkę. Można dodawać, kreować w uproszczeniu poszczególnych członków rodziny,powiększać ich i zmniejszać, ubierać, nazywać i wymyślać kolory tła i postaci. Prawda, że pocieszne?

Stick Figure Family at FreeFlashToys.com
Make your Stick Figure Family at FreeFlashToys.com

niedziela, 20 grudnia 2009

Sosenka


Małżonek mój widząc, że święta leżą w tym roku w jego wyłącznej gestii bo żona jako ten śledź w śmietanie spoczywa w łóżkowych pieleszach, przystąpił do przygotowań nie tylko kulinarnych- tu uciekł się częściowo po pomoc do osób trzecich, sam zaś planuje jedynie czerwony barszcz z uszkami przygotować i upieczoną, zapeklowaną domowo schabową wędlinkę już roztaczającą aromat w piekarniku na święta zapodać - ale o dziwo także przystąpił do przygotowań aranżacyjnych( co nie leży kompletnie w jego naturze) i wpadł spontanicznie na sentymentalny pomysł by przytargać nam w tym roku choinkę całkiem inną, będącą symbolem spełniającego się właśnie marzenia rojonego od kilku lat- małą sosenkową choinkę z naszej ukrytej wśród przyrody działki pod lasem, która od kilku dni jest już naszą ziemią obiecaną.
Psy od sierpnia niespuszczane ze smyczy odkąd to byłam tam ostatni raz biegały ponoć wśród zasp śniegu rozweselone depcząc po śladach saren i dzików , a on machał łopatą w śniegu dotąd aż wymachał sosenkę spod ziemi aż po ostatki jej korzonków. Stoi teraz panna sosenka na balkonie w wielkiej donicy i choć nie grzeszy zupełnie powalającą urodą, rozbraja nas na całego tym co dla nas w przyszłości oznacza.


niedziela, 13 grudnia 2009

Widoki na horyzoncie

Nigdy dotąd nie wstawiałam własnych filmików bo najzwyczajniej nie wiedziałam jak to się robi, jest to moja pierwsza próba a przy okazji chęć podzielenia się z Wami tym co wciąż widzę na swoim horyzoncie, no poza galerią moich misiaków, witrynką z fotografiami przodków, parapetem równie obstawionym bibelotami jak i cała reszta pokoju i grudniowymi szarościami za oknem.
Kiedy się leży 12 tydzień bez zmieniającego się pejzażu to przyglądanie się temu i dokumentowanie dla Potomka jak osobisty brzuch żyje własnym życiem- jest niewątpliwie rozrywką. Tym bardziej, że mam wrażenie iż Potomek przesypia w ostatnim okresie w ciągu dnia najwyżej z godzinę a resztę, także w nocy gdy sie wybudzam po kilka razy wciąż się wybrzusza. Te dychawki słyszalne pod koniec to dlatego, że musiałam się nawentylować bo bym się udusiła:) od wstrzymywania drżenia aparatem.

wtorek, 8 grudnia 2009

W chwili słabości

Zdarzyło mi się kupić w ostatnim czasie- jak nie do tego mieszkanka bo nie ma w sumie miejsca na nic to do.... przyszłego gniazdka........ tak, tak- typowo babskie zachowanie kupować na przyszłość bo może się już nie przydarzyć taka okazja:

zdjęcie rameczki owalnej pochodzi ze strony sklepu Romantic Home Gallery

zdjęcie ramki potrójnej Wenecja wykonane przez Katarzynę Lewandowską- sklep internetowy http://www.simpleliving.pl/


tablica retro- shabby chic i aranżacja ze strony użytkownika benio21


zdjęcie świecznika pochodzi ze strony sklepu Romantic Home Gallery
zdjęcie mało urodziwe z allegro ale cóż, ja nie mam jak na razie pstrykać

W takiego Mikołaja to i ja wierzę




Noszę w pamięci pewne błogie sercu wspomnienie Mikołajek spędzanych kilkukrotnie u dziadków gdy miałam może z 4, 5 lat. Moi dziadkowie, nie przerastali nigdy formą ponad treść ale ta treść najgłębsza, najserdeczniejsza, którą mi przekazali wystarczyła bym tęskniła za tym tak mocno w takie dni jak te dni dorosłe gdy dostaje się od Mikołaja prezenty już nawet przelewem bankowym:)
Dla dziecka magią może stać się sam rytuał przygotowań i nastrój tworzony wokół nawet drobiazgu darowanego tego grudniowego dnia.
Tradycją było u moich dziadków, że wieczorem dnia poprzedniego mój kochany dziadziuś zasiadał na białym obskrobanym taboreciku brał wonną pastę do butów, do dziś tylko z tego powodu lubię ten aromat, brał kilka rodzajów szczotek, szmatkę i zabierał się w mojej asyście- miałam podawać mu buty, szczotki, za czyszczenie butów swoich, babcinych i moich jak to mówił na glanc na rychłe- okołoporanne przybycie Mikołaja z niespodziankami.
Mikołaj bowiem zostawiał drobne upominki znaki swojej bytności i pamięci właśnie w butach ustawionych tuż pod kominem kuchennym. Szłam spać z wypiekami na policzkach marząc by noc była krótka. Na drugi dzień rano gnałam co sił do swoich bucików i znajdowałam w nich drobne łakocie.
I to było wszystko- kilka cukierków, bywało, że i czekoladka i to wystarczyło bym uwierzyła na lata, że Mikołaj jest, że odwiedza nas skrycie darując podarki pamięci .... i właśnie takie wspomnienia nie zaś bogate w prezenty- mogą latami karmić duszę i ją nasycać.

piątek, 27 listopada 2009

Światowy Dzień Misia 25 listopada


W środę obchodziliśmy ŚWIATOWY DZIEŃ MISIA, od rana zabierałam się za napisanie czegoś na temat swojej słabości do misiów bo słabość i sympatia ta jest widoczna na pierwszy rzut oka po wejściu do naszego gościnnego pokoju no ale nie wyszło z tego wszystkiego nic bo zaprzątnęła moją głowę nagle pewna troska i ogarnęła wszechwładnie aż po same rzęsy.

Dziś się poprawiam jednocześnie bardzo żałując, że w obecnej sytuacji mojego unieruchomienia nie mogę pokazać Wam i przedstawić z osobna każdego z moich 17 czarujących misiów, które zawitały w różnym czasie i okolicznościach do mojego domu.
Będzie jednak mam nadzieję jeszcze niejedna okazja by pokazać ich wszystkich. W moim domu mieszkają bowiem tak osobliwe misiowe persony jak Miś Anatol, Teofil, Alojzy, Zenobiusz, Leopold, Atanazy, Marceli, biały Albin, oraz bracia Lucjan i Felicjan, misia Zuzanna, Oktawia, Adela, Michalina, Matylda, Ludwika i Aniela.

stara fota niepokazująca siedmiu nowych misiów

Osobiście gustuję w misiach bardziej w starym stylu, takich z nieco szczurkowatą mordką, wyszywanym noskiem i pyszczkiem w delikatnym półuśmiechu, elegancko pod kraciasta wstążeczką, nieco owłosionych lub zaledwie o krótkim welurowym włosie.
Przepadam za tymi zwłaszcza w kolorze toffi, który to kolor kojarzy mi się z pysznymi krówkami i pierniczkami lub ciemnobrązowymi jak gorzka czekolada choć w mojej galerii znajdzie się także miś ecru, biały oraz różowy.


Część zdjęć moich rozkoszniaków, które tu prezentuję pochodzi od sprzedawców, od których pozyskuję co urokliwsze misie:)






Historia powstania pluszowego misia:


Misiowa wystawa sfotografowana przy okazji moich odwiedzin w Muzeum Starych zabawek w Pradze

Prezydent Roosevelt wybrał się na polowanie. Po kilku godzinach bezskutecznych łowów, któryś z towarzyszy prezydenta zauważył błąkającego się małego niedźwiadka. Strzelił, raniąc go.Postrzelonego misia zaprowadził do prezydenta jako trofeum polowania. Roosevelt, ujrzawszy przerażone zwierzątko,nie był w stanie wziąć do ręki strzelby, aby strzelić po raz drugi. Postanowił puścić go wolno. Historia o uwolnieniu niedźwiedzia zainspirowałaznanego twórcę komiksów Clifforda Berrymana do stworzenia serii rysunków pt. "rawing the Line in Mississippi". Rysunki ukazały się w gazetach, i te z kolei zachęciły Morris Michtom’ a, właściciela sklepu ze słodyczami do zaprojektowania wzoru zabawki pluszowej podobnej do misia z komiksu.W ten sposób na wystawie sklepu szybko znalazł się miś pluszowy z odręcznie podpisaną karteczką “Miś Teddy’ego.”

Pierwsza seria misiów sprzedawała się niczym świeże bułeczki.Po roku Michtom założył firmę produkującą zabawki The Ideal Novelty and Toy Co., po stu latach wciąż jedną z największych firm tej branży.W tym samym czasie, kiedy miał miejsce słynny incydent z misiem w Ameryce, w 1902 r. niemiecki projektant zabawek Richard Steiff wpadł na pomysł projektu zabawki pluszowej – misia. Wzorem dla niego były cyrkowe niedźwiedzie.Trzeba pamiętać, że przed rokiem 1902 istniały niedźwiedzio-podobne zabawki, były one jednak bardzo podobne do prawdziwych niedźwiedzi.


Richard Steiff postanowił zmienić wizerunek misia i upodobnić go do lalek.W 1903 r. na wystawie zabawek w Lipsku, miś Steiffa po raz pierwszy ujrzał światło dzienne. Nikt jednak nie zainteresował się nim.Podobno dopiero na zakończenie wystawy przy stoisku pojawił się amerykański kupiec i zamówił u niego 3 000 misiów.Był to początek kariery pluszowego misia...


Misiowe szaleństwo:

Misiowe szaleństwo rozpoczyna się w roku 1906.Ze swymi misiami nie rozstają się ani Panie z towarzystwa ani dzieci.Miś stał się maskotką Roosvelta, i kto wie czy nie dzięki niej, Roosvelt odniósł zwycięstwo w kampanii wyborczej.Seymour Eaton był autorem pierwszej serii książeczek dla dzieci o przygodach małego misia Roosvelta. Powstają też piosenki o misiach. Pojawili się liczni producenci sympatycznych pluszaków.


Między innymi firma Gund Manufacturing Corporation (1906), która istnieje i produkuje pluszowe misie do dziś.Przez nadchodzące 50 lat wzór misia zaprojektowany przez Steiffa wywarł ogromny wpływ na projektantów zabawek m.in. Hermann i Bing.Miś stał się popularny nie tylko w Stanach ale w całej Europie. W Wielkiej Brytanii pluszowy miś pojawił się ok. 1910 r., jednak jego produkcja na szeroką skalę rozpoczęta została w roku 1915 – jako pierwsze były takie firmy jak J.K. Farnell (z tej firmy pochodzi pierwowzór Kubusia Puchatka), The Deans Rag Book Co, and H.G. Stone & Co


Sukcesy pluszowego misia w okresie międzywojennym:

Lata dwudzieste i trzydzieste XX wieku to okres ręcznej produkcji misiów wysokiej jakości.Rozwinęły się firmy produkujące misie takie jak: Chad Valley, Chiltern, and Dean's, Pintel and Fadap (Francja), Joy Toys (Australia).


Od końca II wojny światowej po lata 70-te

Po drugiej wojnie światowej najbardziej znanym twórcą misiów był Wendy Boston. Przełomem była możliwość prania pluszowych futerek w pralce.Projekt Wendy Boston ukształtował wizerunek misia aż do lat 70-tych. Współczesny miś, to w odróżnieniu od misia przedwojennego, który był szyty wyłącznie z materiałów naturalnych, miś z tkanin syntetycznych, a jego oczy są robione z plastiku (podczas gdy oczy starych zacnych pluszaków były tylko i wyłącznie szklane). Odtąd produkcja misiów stała się prostsza i tańsza. Nastąpił czas masowej sprzedaży pluszaków, często produkowanych tanim kosztem w Azji.


Teraźniejszość pluszowego misia:

W połowie lat 70 tych wizerunek misia ulega przemianom, jednak wielbiciele wspominają wzory z początku wieku.Odtąd Miś przestaje być jedynie pluszową zabawką dla dzieci, ale staje się przedmiotem westchnień dorosłych kolekcjonerów.Z myślą o nich na początku lat 80 tych została wyprodukowana kolekcja starych misiów w/g projektu Steiffa. W 1984 r. Zostało otwarte muzeum pluszowych misiów w Anglii.Zaczęto organizować aukcje, na których poszczególne modele misiów osiągały ogromne ceny np. jeden z misiów Steiffa został sprzedany za 176 000 dolarów.W latach 70-tych wprowadzono artystyczne wzornictwo pluszowych misiów. Takie misie projektowane przez artystów sprzedawane były w sklepach firmy Ganz, Gund, Dean's, Knickerbocker, Grisly Spielwaren i innych.Obecnie żyjemy w czasach ogromnego rozkwitu tradycji pluszowych misiów, zarówno tych starych z początku wieku, ręcznie szytych, które osiągają gigantyczne ceny na aukcjach, jak i tych współczesnych produkowanych masowo w fabrykach na Dalekim Wschodzie. Miś wciąż pozostaje najważniejszą zabawką naszego dziecka i miejmy nadzieję, że już wkrótce nie będzie ani jednego dziecka na świecie, które nie miałoby swojego pluszowego misia.

sobota, 14 listopada 2009

Nasz mały pokój- Rewolucje

Siedzę sobie właśnie wepchnięta chyba w jedyny w miarę zaciszny i nie narażony na nieoczekiwane zmiany położenia sprzętów i gadżetów w przestrzeni punkt naszego M3- nasze wyrko i piszę to oto. Dziś słychać u nas wiercenie, walenie, suwania i wszelkie inne dźwięki świadczące o domowych perturbacjach... mąż i szwagruś wytężają bicepsy, otóż zaczynamy aranżować przestrzeń pod Potomka .


Jako, że jestem osobą z rodzaju tych co zawsze kilka kroków do przodu wybiegają bo krew gwałtowna tętni w mych żyłach, więc już od początku ciąży z radością i troską zarazem a czemu wyjaśnię niebawem obmyślam przestrzennie jak powitać godnie Dziedzica rodu, by także w tym małym gniazdu znalazł dla siebie dogodny kącik.

wizja pokoju uproszczona

Nie jest to bynajmniej łatwe w obecnej sytuacji gdy przeznaczenie pokoju jest zdecydowanie związane z pracą męża- mały pokój, 10 metrów2- z uwagi na naszą dotychczasową bezdzietność, z początku aranżowany wprawdzie w wyobraźni tylko jak to bywa w zwyczaju wszystkich młodych małżonków zasiedlających nowe lokum, słodkimi, wesołymi gadżetami i mebelkami dla dzidzi, po kilku latach uznany został za pomieszczenie, które być może nigdy nie zostanie tak wykorzystane, potrzeby aktualne pojawiły się inne, w końcu więc przeznaczone w całości na biuro męża absolutnie niezbędne mu do pracy zawodowej. Mąż wraca z pracy jednej, zjada tylko coś ciepłego i kontynuuje dalej pracę już w swoim ulubionym pokoju biurowym aż do północy.

Pokój ten szybko uznałam za bezduszny. Jakżeż poczuć w nim dogodną przestrzeń do własnych swobodnych uniesień artystycznych gdy wszędzie na podłodze, biurku narożnym-dwuściennym porozkładane są sprzęty biurowe, bogate okablowanie a nawet kserodrukarka wielkości 8 letniego dziecka.

Mężowskim punktem honoru było uniemożliwianie mi przez lata stanowczym „NIE wywiercę Ci dziur pod karnisz”, zawieszenia w końcu jakiejś estetycznej firanki w tymże pomieszczeniu. W cmoim ciążowym stanie nie mógł już powodować takich ataków wzburzenia z mojej strony, więc uległ i firanka o charakterze rolety rzymskiej pięknie przystrajając okno przywróciła mi nadzieję, że można się tu dobrze poczuć.
Wiele mebli zaistniało tu typowo pod potrzeby biurowe, starałam się jak mogłam wnosić tu na ile to możliwe elementy kobiecej estetyki. Jestem waleczna w takich sprawach więc w sumie mimo sprzeciwów w całym domu widać moje zapędy.



sofa jasno beżowa, komódka ze słodką retro wystawką, obecnie niestety nawet te mebelki blokowały mi wszelkie mentalne manewry w celu zaaranżowania pokoju malucha. Miejsca bowiem nie zostało już nic by pomieścić wszystkie ubranka, zabawki,sprzęty.

Nieśmiały początek i przyczyna tego, że musieliśmy dziś w końcu uczynić odważny krok i podjąć trudną decyzję o wciśnięciu na siłę pewnych mebli z pokoju małego w inne przestrzenie domu i piwnicy oraz kupić w końcu wielką przepastną szafę ikeowską Pax Birkeland

pod sam sufit mieszczącą ten cały galimatias, nastąpił gdzieś w 12 tyg mojej ciąży gdy to zaklinając by owa ciąża ze mną pozostała do końca, zaszalałam odkupując od kogoś wielką górę ubranek dziecięcych. Potem gdy pojawił się pierwszy dużo gabarytowy sprzęt kołyska, leżaczek, po nim zaś lawina wszystkiego innego dla dziecka co potrzebne wszystko to kupowane przez allegro( z uwagi na moją konieczność stagnacyjnego trybu życia),

przychodzą do mnie czasem w takich ilościach dziennie, no cóż każda rzecz niemal od innego sprzedawcy

liczba worów i kartonów oraz usypisk ciuszków w tymże pokoju narosła do rozmiarów niemożebnych. Bajzel jakich mało.Tak dalej być nie mogło.


Szafa po niemal całym dniu składania już stoi, mieści absolutnie wszystko, oto w uproszczeniu jak planując ją zorganizowaliśmy w środku

pokażę ją za jakiś czas, do niej dołączy białe ikeowskie łóżeczko, na razie stoi orzechowa kołyska zasiedlona naprędce przez króliczka,

opróżniliśmy jedno przęsło naszej biblioteczki z przeznaczeniem na zabawki i książeczki dla małego, przewijak zaś i kosmetyki pieluszki planujemy w łazience, ponoć chłopcy mają daleki zasięg, znajomi znajomych musieli zdrapywać kał z monitora tak maluszek porządnie i nieoczekiwanie odgazował przewijany na komódce na przeciw komputera, szkoda byłoby sfatygować mężowi biuro, którym będzie się musiał dzielić z młodszą generacją.

poniedziałek, 9 listopada 2009

Zdobyczne

Nie mam ostatnio dzikiej fazy, na poszukiwanie nobliwych pocztówek, szczerze jestem tak przejęta obmyślaniem, kupowaniem tego co absolutnie niezbędne i zupełnie niepotrzebne dla Malutka i to mnie zaprząta w całości, że na dział allegro- pocztówki nie zaglądam wcale no chyba gdzieś od 6 miesięcy.
Jakoś przed chwilą poczułam, że może warto byłoby dla rozerwania jednak tam sobie zajrzeć. No i bez szukania w pierwszych kilku sekundach oglądania asortymentu sentymentalnego:) natknęłam się na moją małą czarodziejkę, która chyba także ma do mnie słabość. skoro mnie tak kusi i przyzywa. Prawda, że urokliwe ujęcia TPD girl(the photographer dauther), stałam się ich posiadaczką. Na drugim Mistery z rodzoną młodszą siostrzyczką.






piątek, 23 października 2009

Coś dla zajadłych poszukiwaczy Mistery Girl


Pewien miły, tajemniczy Dawid, którego tu pozdrawiam za namową swojej Siostry wysłał mi przed chwilą namiar na trwającą właśnie aukcję na ebayu z pocztówką naszej Mistery Girl, czasem prosicie o pomoc w upolowaniu jakiejkolwiek jej pocztówki oto i możliwość wzięcia jej w posiadanie. Mistery Girl może być Twoja

czwartek, 15 października 2009

Rejs


Dni kobiety będącej chyba szczególnie po raz pierwszy w ciąży, jeszcze bardziej kobiety po przejściach długich starań, szybkich utrat, trudności rozmaitych w trakcie, upływają przynajmniej tak jest u mnie na wielkiej świadomości upływającego czasu. Na odliczaniu tego czasu w sposób jaki dotąd się nie zdarzył nawet w oczekiwaniu na wiosnę po zimie,odkreślaniu połówek dni i całych dób. Cieszenia się, że czas tak szybko mija.



Dziś jak zawsze rano przy śniadaniu powiedziałam do męża na głos- "wiesz dziś mamy 22 tydzień i 5 dzień, w niedzielę zacznie się 24 tydzień....", och byle do przodu, byle dalej byle się udało byle do krytycznego 28, 30 tygodnia, potem dalej ku 40 tygodniowi.

Ostatnie przeżycia, niepokoje, pobyty w szpitalu, codzienne częste bolesne skurcze tylko zintensyfikowały takie moje podejście. Na kobiety przekraczające 30 tydzień reaguję westchnieniem -"ja też tak chcę, ja też..."
Tak sobie odliczam każdego dnia od początku ciąży i dziwię się sama sobie, że tak gnam pragnieniem ku przyszłości tracąc przecież cenny czas życia i każdy dzień tego szczęśliwego stanu, a jednak chcę by dni mijały migiem a luty, ach luty 2010, ten luty jawi mi się jako Ziemia Obiecana i bezpieczny port dla mojego burzliwego rejsu.

Dziś w pełni rozumiem słowa przyjaciółki po pierwszej stracie, będącej w kolejnej ciąży- "wiesz chciałabym zasnąć i obudzić się w samym dniu porodu". Choć szalenie szkoda byłoby doznań tego okresu bo są wyjątkowe, niesamowite, to rozumiem nazbyt dobrze to westchnienie.

Kiedy byłam na początku tej drogi liczył się dla mnie bezpośrednio ten najbliższy czas, wydawało się, że powodzenie całej ciąży rozstrzygnie się w najbliższych tygodniach.
Oby macica nie zapłakała znowu krwawo jak co miesiąc, oby nie zdarzyło się to z powodu niepowodzenia, aberracji chromosomalnej, zaburzeń czy blokady mojego ciała, kilka tygodni później gdy niby się udało.

Uprzedzana przez lekarza podczas 4 pierwszych wizyt jego własną rezerwą - "na razie bez euforii proszę pani, na tym etapie za wcześnie na zachwyt, wszystko się może zdarzyć", i wspomagająco raczona przez niego ponad tuzinem leków, zastrzyków na podtrzymanie ( które notabene biorę po dziś dzień), mówiłam sobie wtedy starając się o dystans i spokój czując, że Ktoś jeszcze nad tym czuwa oprócz mnie- "a więc byle do tego magicznego przełomowego 12, 13 tyg ciąży- to ten najbardziej niepewny okres gdy wszystko może się zdarzyć a potem już z górki zacznę tryumfować."
Właściwie,... i nie miałam z tym jakiegokolwiek problemu bo organizm sam się tego domagał starałam się przespać ten 3,5 miesięczny czas, nie podjęłam nawet na tym etapie zamysłu pisania ciążowego pamiętnika dla dziecka bo były obawy, że może zeszyt 16 kartkowy nawet to byłoby o dużo, za dużo... Udało się jednak bez jakichkolwiek problemów.
Łożysko przejęło kontrolę, organizm odnalazł się wreszcie w burzy hormonalnej. Dziecko okazało się kompletne i dobrze sobie radzące. Choć to niby oczywiste gdy chodzi o rozwój zarodka ludzkiego miało ku mojej radości nieopisanej:jedną główkę, dwie rączki, dokładnie dwie nóżki i obecny tułów.

Mówiłam sobie więc na tym kolejnym etapie bogatym też w inne - zawodowe przeżycia tak- zaczął się mój urlop nauczycielski, obroniłam mianowanego, z ciążą i dzieckiem wszystko ok: "teraz już będę spokojniejsza, wytchnę po tych wszystkich przeżyciach i emocjach..." , choć taki pełny spokój miałam osiągnąć według siebie gdy w końcu poczuję pierwsze ruchy dziecka.

Dopiero to przecież, poza pęcznieniem ciała, które może być jedynie wynikiem gazów w jelitach utwierdza kobietę, że w ciąży jest najprawdziwiej w świecie i że jej dziecko żyje , rusza się nie tylko w czasie sesji na usg.

To doświadczenie ruchów dziecka wydawało mi się zawsze czymś tak niepojęcie cudownym, doznaniem tak absolutnym, kosmicznym prawie i dla mnie nieosiagalnym, że mówiłam sobie i innym i Bogu - "już zaszłam, już jestem szczęśliwa, już wiem jak to jest poczuć się w ciąży, dziękuję dosłownie za każdy dzień, nie wiem ile jeszcze takich dni wspaniałych ale teraz proszę jeszcze tylko o to jedno jedyne doświadczenie-ruchu dziecka we mnie.... to będzie czymś dlaczego warto było to przeżyć choćby cokolwiek się stało potem."

Pierwsze zabawne odczucia pękania bąbelków w brzuchu przyszły wcześnie bo w 15 tyg, ciąży kolejny tydzień za tygodniem zwiększał intensywność niecodziennych doznań od małej rybki przepływającej w te i z powrotem i delikatnie łaskoczącej mnie ogonkiem od środka aż po konkretne chlapnięcia i zrywy tu i tam rybiego ogona dalej rzucania się po ścianach macicy małej ruchliwej ropuchy. Przedziwne odczucie, cudowne gdy doświadczysz go ty sama zdając sobie sprawę, że to magia pomieszkiwania człowieka w człowieku. Człowieka najdroższego Ci na świecie od tej chwili już na zawsze.

Wydawało mi się i z naiwnością dziecka mówiłam sobie i najbliższym relacjonując moje ówczesne nastawienie, że wejście w drugi koronny trymestr rozwieje wszelkie niepotrzebne obawy już całkiem i zacznę się w pełni rozkoszować czymś czym rozkoszować wcześniej w całej pełni nazbyt się obawiałam.
Nadchodził dla mnie czas, który nie znając go jeszcze z autopsji ciążowej codzienności i mnóstwa odczuć ciała i ducha, z którymi przyjdzie mi się zmierzyć, określałam "okresem gładkim i już z górki", charakteryzującym się jedynie powiększającym się brzuchem, intensywnością ruchów dziecka i czasem pełni energii witalnej - wielkim komfortem psychicznym jednym słowem ....z małym nieważnym minusem częstych zgag.
Jakże to płaskie wyobrażenie 2 trymestru z jego realnymi licznymi atrakcjami, radościami i niepokojami jakich doświadczyłam na własnej skórze i o jakich sie dowiedziałamod innych ciężarnych i matek.

W wyobraźni jedynie mogłam wspiąć się na palce na tyle, że widziałam się nareszcie dumnie obnoszącą się ze sporym już brzuszkiem, korzystającą z wielu przywilejów i rozrywek, które zapewniają sobie kobiety w ciąży - zwolnienie tempa życia, po pracy, której nie wykluczałam bieganie po sklepach w poszukiwaniu różności dla dziecka, długie spacery, wyjazdy w najpiękniejsze miejsca, prezentacje rodzinne - niech w końcu zobaczą i uwierzą, że i mi może wyrosnąć ciążowe brzucho, beztroskie ploteczki z przyjaciółkami, których dzieci już mnie nie doprowadzą do dzikiej tęsknoty bo swoje mieć będę tuż pod sercem, wyciągnięcie z szafy zbieranych obsesyjnie przez lata starań, ciążowych tunik i noszenie się w nich po ulicach dumnie w końcu kobieta w ciąży jest tak niebanalnie piękna - krągła nosicielka życia.

Miało być jednak inaczej...
Doświadczyłam co prawda tego co przeczuwałam, że jest udziałem kobiety w ciąży-zdziwień na temat nieprawdopodobnych transformacji jakie przechodzi własne, znajome dotąd w zachowaniach ciało, wszechobecnej troski najbliższego otoczenia, wyrażającej się w wyręczaniach, pytaniach od samego rana tymi i wszelkimi sposobami komunikacji nam dostępnej ,o stan mojego samopoczucia i choćbym nie wiem jak wyglądała przekonanych stwierdzeń jakże przyjemnie dla ucha brzmiących, że ciąża mi służy i wyglądam wprost kwitnąco:)
Doświadczyłam co prawda w zdumiewający wręcz sposób dla kogoś kto o tym tyleeeee marzył i oto teraz jest to dla niego normą od rana do nocy, czym są ruchy dziecka w brzuchu i muszę przyznać, nie spodziewałam się, że już na etapie minionego jakiś czas temu 21 tygodnia te ruchy okażą się tak konkretne, odczuwalne w większości przyjemnie i rozbrajające aż do ubawienia ale niekiedy odczuwalne aż do stopnia pojedynczych, choć nieprzesadzonych- "auuuuu" odgłosów z moich ust wyrywających się gdy brzdąc, kopnie niespodziewanie całkiem , w pełnym impecie zderzenia się jaskółki z szybą.


Drugi trymest nie okazał się jednak czasem gładkim, bez trosk, wręcz przeciwnie o ile wcześniej liczyłam dni jakby swobodniej mimo wszystko, to etap ten okazał się na skutek doświadczeń niepokojących odliczaniem zawziętym, gdy okazało się, że szyjka sobie nie radzi, skraca się i trzeba ją wspomagać natychmiast zabiegiem. Potem pamiętny krwotok, niefortunności te owocujące decyzją lekarza, że mogę zapomnieć o długich spacerach, zakupach, wysiłku, pracy zawodowej, że powinnam leżeć non stop, że skurcze mogą być początkiem przedwczesnej akcji porodowej i zaprzepaścić wszystko do czego doszłam w tej wędrówce ku dziecku.


Wszystko jest inaczej, nie tak jak możnaby przewidzieć. Nierozsądne i racjonalne lęki tej wędrówki, do których moja głowa skora są odczarowywane zamieniając się w uspokojenies bądź radość, że nic takiego nie miało miejsca a wszelkie pewniki i oczywistości są przekreślane niekiedy jednym ruchem kolejnych wydarzeń.

Tyle jeszcze tych tygodni przede mną decydujących choć powtarzam sobie tydzień za tygodniem :"byle do rozwinięcia się płucek, byle do zdolnej do uratowania dziecka wagi ok. 700gram, byle do kilograma, byle jeszcze i jeszcze trochę..."

Wczoraj kiedy już zmęczona niepokojami nachodzącymi mnie od ostatniej wizyty u mojego lekarza spowodowanymi dziesiątkaminiepokojących objawów(powinnam mieć ginekologa kieszonkowego łącznie z podręcznym sprzętem usg) , znów roiłam sobie wszystko co nie po mojej myśli-podczas badania i połówkowego usg, rozbroił to wszystko jednym wyrazem twarzy nasz synek patrząc na nas z prawdziwie anielską beztroską spoza zamkniętych powiek.




widzicie tę wyprostowaną rączkę?

Pomachał rączką, powierzgał nóżkami, tu fiknął na wizji, tam odkopnął: okazał się zdrowy, żywotny, nader duży 685 gram i funkcjonujący bez zarzutu oraz co znowu dla mnie budziło wcześniej nierozsądną wątpliwość: absolutnie kompletny nie tylko z rączkami i nóżkami, paluszkami nawet pięcioma u każdej kończyny ale też 4 komorowym sercem, kompletnym podniebieniem i symetrycznym mózgiem oraz wszelkimi detalami takimi jakie u dziecka 23 tygodniowego być powinny. Uffff westchnęłam tylko z euforią w sercu znów odczarowując w mojej głowie kolejny etap do przeżycia- przełomowe badanie połówkowe, od ktorego do wczoraj całe moje życie i los dziecka miało zależeć.
O dziwo też mimo wciąż niepokojących dyskomfortów brzucha, bolesnych skurczy po kilkanaście razy na dzień, które sprawiają, że się zwijam w muszelkę i nie są dobrym znakiem- leżenie i oszczędzanie się wydłużyło mi szyjkę o ! centymetr ......zamiast spowodować, co jest tego efektem, że znajdę się o kilka kroków od zagrożenia przedwczesnym porodem.

Zakupy po sklepach, o których marzyłam dla dzidzi nie staną się kompletnie moim udziałem, za to allegro i zakupy internetowe dla dziecka praktykuję nazbyt namiętnie, ciasne mieszkanko napełnia się w szybkim tempie różnościami, wymarzony kącik dla dziecka meblować będę w przyszłości nie swoimi rękami niestety, wydając komunikaty mężowi gdzie co być powinno , połowa efektownych ubrań ciążowych, które miałam prezentować latem, jesienią i zimą pozostanie w szafie, gdyż wychodzę gdy jest taka konieczność tylko tyle co do samochodu pod samym blokiem by dojechać do lekarza lub uparcie na mszę co niedzielę podwożona tymże samochodem pod same wrota.

Kolejny pomysł na choćby leniwy weekend poza domem w naszym ulubionym Turowie spalił na panewce 2 tygodnie temu i już nie dojdzie do skutku, szkoła rodzenia ponoć najlepsza i pasjonująca w przebiegu zajęć, która wybrałam i opłaciłam będzie musiała obyć się beze mnie mimo wielkich chęci bo lekarz nie pozwolił mi na nią uczęszczać z racji dłuższej jazdy samochodem...

Oj jest zupełnie inaczej niż to co sobie ułożyłam w czupurnej główce ale myślę sobie, że to wszystko nic,to pestka, pesteczka bo przecież czas stale płynie nawet teraz gdy od tylu godzin piszę te słowa i z każdą chwilą zbliża mnie do portu i wiecie co, leżąc tak bezczynnie można dorastać, nabierać większego rozsądku bo wniosek osiągam taki: mogę nawet leżeć do lutego w tym samym łóżku, z tym samym przewidywalnym grafikiem spolegliwego dnia, pomiędzy pilotami od telewizora, komórką, stacjonarnym, laptopem, książka o wychowaniu dziecka w zgodzie z instynktem i naturą a muzyką Vivaldiego stymulującą jego harmonijny rozwój, mogę wiele znieść a nawet więcej byle móc dotrwać, odliczać już po 30 tyg. z nieco większym spokojem, choć ciągle nie wiedząc co jeszcze mnie czeka w ciążowym okresie, w końcu ostatnie dni 38, 39 tygodnia... żegnając 28 stycznia, 29 stycznia... by w okolicach 1 lutego czy jak to się tam realnie potoczy osiągnąć szczęśliwy finał, port i przystań- spojrzeć własnemu dziecku w twarz.

poniedziałek, 12 października 2009

Metafizyczna przesyłka

Sobotni poranek, przywykła do leniwienia się całodobowego w pościelach ostatnio(oj marzy mi się dać w końcu gdzieś nogę i pójść jakąkolwiek drzewiastą aleją na powitanie jesieni wdychając wilgoć powietrza lecz cóż dopóki lekarz nie zezwoli nic z tego), słyszę pukanie do drzwi...
Otwiera mąż - listonosz...- do małżonki przesyłka.

Patrzę na nadawcę.... Otwieram kopertę i robię wielkie oczy czując napływ wzruszenia...
Napisała do mnie najzwyczajniej jakby listem a poezją swoich wierszy zebranych w małą książeczkę Alicja z Arte Ego.

Alicja Radej -"Odgłos deszczu".

zrobiłam tę kompozycję z poezjami Ali na szybko choć mam nadzieję, że nie urąga to zdjęcie dorobkowi poetyckiemu Alicji i jej gustom, mogę bowiem robić krótkie kursy do wc , kuchni i z powrotem, uspokajam, i Was i Alicję, że nie pokropiłam wodą tomiku tylko szybkę, którą położyłam na nim.


Na pierwszej stronie specjalna wyjątkowo brzmiąca dedykacja dla mnie- Zaskoczyła mnie Alusia zupełnie jedno z racji niespodziewania się takiej przesyłki zupełnie, drugie, że była tak twórcza i tak odważna, że odważyła się wydać swoje wiersze( moje dotąd jedynie wdychają duszny zapach szuflady), trzecie co już znajome lecz pogłębiło się w mojej świadomości, że ona pisze tak wrażliwie, kobieco i metafizycznie o tym co znajome, co tak nieobce przecież dla mnie o czym i mi o dziwo zdarzało się pisać choć inaczej.



***
wykluta z ziemi
pazurem głodu
wybieram
z gruntu prawdziwe
ziarna

każde smakuje
inaczej

autorstwo: Alicja Radej



Homo Sapiens

w pancerzu umysłu
stoję na straży własnej odrębności
skarb z którego jestem dumny
ma wielką wagę
jak kula u nogi

linia demarkacyjna między mną
a światem krwawi
gdzie pojedynczy odgłos kropli
popłynie rzeka

wszystko ma właściwą naturę
wszystko?

nie potrafię porozumieć się z kwiatem
ptakiem
sobą
nie potrafię odchodzić w zmrok
z naturalnością słońca

autorstwo: Alicja Radej

Dziękuję Ci z całego serca Alu- taka dawka wsparcia i siły dla mnie w tym osobliwym poetyckim liście.

środa, 7 października 2009

Twórcza zabawa programem Photo Scape

Zaglądając na zaprzyjaźnione blogi szwedzkie czy jak najbardziej polskie spodobało mi się prezentowanie z rzadka co prawda ale jednak, zdjęć na dany temat w jednej zbiorowej mozaice, która pozwala by sama wielość motywów potęgowała miłe dla oka wrażenia całości obrazu. Od Globalistki dowiedziałam się, że taką możliwość daje prosty programik darmowy Photo Scape i dziś z okazji męczącego leżenia i oszczędzania się bo leżę sobie nadal ale dość owocnie przyznam w ostatnich dniach, o czym może jutro napiszę, z tej okazji dałam się pochłonąć przez program bawiąc się w łączenie zdjęć. W tym celu zajrzałam do kilku swoich uzbieranych folderów w poszukiwaniu pasujących mi do prezentacji motywów i powstały te prace. Jak zawsze zdradzają one trochę moje marzenia, tęsknoty ale też to co jest już moim udziałem. Może programik ten i Wam pomoże wzbogacić szatę swojego bloga lub innej przestrzeni, którą tworzycie a na pewno pomoże Wam zaprezentować na raz większą ilość zdjęć na raz.