Zaraz po haftowanym koniku miałam już dawno pochwalić się jeszcze czymś i znów zaświadczyć, że tyle wokół dobrych duszyczek no ale przesunęło mi się to znacznie w czasie bo przebrzydły wirus zwalił najpierw z nóg mnie- dogorywałam dosłownie, potem Gabrysia kichało, prychało, kaszlało biedactwo, ale jakoś Bogu dzięki dzielnie wyszedł bez antybiotykow z choroby, a na koniec męża, którego też tak siekło, że nigdy jeszcze go takim chorym nie widziałam.
Znów ktoś mnie uszczęśliwił.
Tym razem moja mina po otwarciu przesyłki była zdumiona i byłam pewna na bank, że ktoś pomylił się na allegro i zamiast książki o ogrodnictwie a dokładnie o aranżowaniu ogrodu , którą zamawiałam przesłał mi zakupiony przez kogoś innego- wielki gruby album o............. Napoleonie.
Już miałam wizję, że będę musiała to pakować, chodzić na pocztę i odsyłać sprzedawcy bo ktoś przecież czeka na swojego Napoleona. Gdy zajrzałam jednak głębiej do koperty i zobaczyłam oprócz tego serwetki do koszyka na chleb
i urocze ubranko chłopięce z motywem Puchatka stwierdziłam, że to chyba jednak nie pomyłka tylko celowy czyjś zamysł. Zrozumiałam wnet wszystko, gdy pod wpływem wertowania książka otworzyła mi się niemal na środku- dzięki celowo założonej tam wstążeczce i wtedy jako osoba żywo spontaniczna wykrzyknęłam: No nie, Ania szalona kobieta, Boże jaka kochana...
Wyjaśnię, że Anię poznałam blogowo gdy ponad rok temu opisałam swoją fascynację Kamieńcem. Odezwała się wywołana do tablicy tematem tegoż zrujnowanego dziedzictwa. Druga taka walnięta jak ja na tym punkcie. Spotkałyśmy się jeden jedyny raz w Łazienkach warszawskich gdy byłam przejazdem i pamiętam jak miłe i bogate w jej duszę było to spotkanie.
Otóż ilustracje w środku albumu pokazywały oczywiście mój najzacniejszy pałac w Kamieńcu jakim był gdy spędzał w nim historyczno romantyczne chwile Napoleon i jaki niestety pałac jest obecnie.
Aż odrżyla tęsknota za tym by i tej wiosny poczuć to miejsce znów. Wiele fantastycznych wprost nieznanych mi fotografii
, treść albumu na czytanie na razie czeka ale wnet gdy uporamy się z mężem, z czymś enigmatycznie powiem- bardzo posiadłości dotyczącym to "siędę" i zanurzę się w ową historię.
A tu jak wyglądał niezbyt atrakcyjnie mój koszyk na chleb dotąd- uwierzcie lub nie ale ile to ja razy miałam kupić sobie nareszcie jakąś porządną do niego serwetkę zamiast tej przykrótkiej, wciąż opadającej na dno serwetki, którą nałożyłam od biedy by coś serwetkowo-koronkowego chlebuś otulało
a jak elegancko wygląda to teraz ( w obu przypadkach patrząc od dołu koszyczka kawałeczek wystaje dla ozdoby:
Aniu mua mua mua- najpiękniej za wszystko dziękuję, bardzo ale to bardzo się wzruszyłam tym bogatym prezentem
Znów ktoś mnie uszczęśliwił.
Tym razem moja mina po otwarciu przesyłki była zdumiona i byłam pewna na bank, że ktoś pomylił się na allegro i zamiast książki o ogrodnictwie a dokładnie o aranżowaniu ogrodu , którą zamawiałam przesłał mi zakupiony przez kogoś innego- wielki gruby album o............. Napoleonie.
Już miałam wizję, że będę musiała to pakować, chodzić na pocztę i odsyłać sprzedawcy bo ktoś przecież czeka na swojego Napoleona. Gdy zajrzałam jednak głębiej do koperty i zobaczyłam oprócz tego serwetki do koszyka na chleb
i urocze ubranko chłopięce z motywem Puchatka stwierdziłam, że to chyba jednak nie pomyłka tylko celowy czyjś zamysł. Zrozumiałam wnet wszystko, gdy pod wpływem wertowania książka otworzyła mi się niemal na środku- dzięki celowo założonej tam wstążeczce i wtedy jako osoba żywo spontaniczna wykrzyknęłam: No nie, Ania szalona kobieta, Boże jaka kochana...
Wyjaśnię, że Anię poznałam blogowo gdy ponad rok temu opisałam swoją fascynację Kamieńcem. Odezwała się wywołana do tablicy tematem tegoż zrujnowanego dziedzictwa. Druga taka walnięta jak ja na tym punkcie. Spotkałyśmy się jeden jedyny raz w Łazienkach warszawskich gdy byłam przejazdem i pamiętam jak miłe i bogate w jej duszę było to spotkanie.
Otóż ilustracje w środku albumu pokazywały oczywiście mój najzacniejszy pałac w Kamieńcu jakim był gdy spędzał w nim historyczno romantyczne chwile Napoleon i jaki niestety pałac jest obecnie.
Aż odrżyla tęsknota za tym by i tej wiosny poczuć to miejsce znów. Wiele fantastycznych wprost nieznanych mi fotografii
, treść albumu na czytanie na razie czeka ale wnet gdy uporamy się z mężem, z czymś enigmatycznie powiem- bardzo posiadłości dotyczącym to "siędę" i zanurzę się w ową historię.
A tu jak wyglądał niezbyt atrakcyjnie mój koszyk na chleb dotąd- uwierzcie lub nie ale ile to ja razy miałam kupić sobie nareszcie jakąś porządną do niego serwetkę zamiast tej przykrótkiej, wciąż opadającej na dno serwetki, którą nałożyłam od biedy by coś serwetkowo-koronkowego chlebuś otulało
a jak elegancko wygląda to teraz ( w obu przypadkach patrząc od dołu koszyczka kawałeczek wystaje dla ozdoby:
Aniu mua mua mua- najpiękniej za wszystko dziękuję, bardzo ale to bardzo się wzruszyłam tym bogatym prezentem
12 komentarzy:
śliczny prezent;)
Śliczne rzeczy dostałaś!
Pierwsza serwetka idealna do koszyczka z chlebem, a druga to raczej na pudełko z chusteczkami (sądząc po wąskim otworze)...ale może się mylę... :)
Pozdrawiam cieplutko!
Ach cudownie jest doswiadczac, takiej dobroci i bezinteresownosci ludzkiej.
Prezenty piekne.
Pozdrawiam Was.
Piękne prezenty, a co najwazniejsze szczerze podarowane z potrezby serca :) ciesz się nimi :)
Buziaki dla Gabrysia - niech nie choruje!!!
Dorota no widzisz Ty być może też masz rację- to może być ubranko na pudełko z chusteczkami:)ale chlebek też wychodzi a o przeznaczeniu na chlebek stwierdziłam dlatego. że od wewnątrz to ma owalno podłużny kształt woreczka z gumeczką i wygląda dosłownie jak na podłużny koszyk wiklinowy
Piękne prezenty :) Ten album ... ale strzał w 10-kę! Buziaczki dla Was i specjalne uściski dla Gabrysia :))))
Same cudowności dostałaś! Wspaniałe gesty ze strony darującego!:)
Buziaki:)
Komentarz nieadekwatny do wpisu, ale ponieważ bardzo polubiłam zaglądać do Ciebie, to chciałabym Cię zaprosić do zabawy blogowej, jeśli oczywiście będziesz miała ochotę. http://drogadodomu.wordpress.com/2010/05/23/w-odpowiedzi-na-strzal-w-dziesiatke/
Najpiękniejsze są właśnie te niespodziewane prezenty :D
Cieszę się, że synek wyzdrowiał. Jak to człowiek drży o takie maleństwo, jak o nic innego na świecie.
Pozdrawiam!
Już od dłuższego czasu obserwuję bloga, bardzo mi się tutaj podoba:) Może zechcesz wymienić się linkami? Link do Twojego bloga już u mnie jest:) Pozdrawiam serdecznie, Aneta:)
Hej!Fajne prezenciki dostalas. Serce sie raduje na sama mysl o osobach bezinteresownych.A tak wogole to dawno sie nie odzywalas.Domyslam sie,ze nie masz za bardzo czasu,totez ja nie chce cie molestowac na gg.Ale wiesz,ze jakbys miala ochote chwilke pogawedzic,to jestem. Sliczne te twoje dzieciatko! Ale szybko czas leci.Juz jest taki duzy i ma fajne, bystre oczka:-).Wrzuc prosze jakies nowe fotki maluszka .Pozdrawiem i sciskam mocniachno.Buziaczki dla Gabrysia.
No proszę, fajny prezent. I myślę, że faktycznie, takie niespodziewane prezenty są najlepsze (zwłaszcze gdy są trafne:). Pozdrawiam serdecznie! :)
Prześlij komentarz