
Jakoś tak zaczęło mnie uwierać i krępować coraz dotkliwiej, że gdy przychodzą do nas znajomi, nasi swojscy ale zawsze goście to zastają nasz pokój, nazwijmy to z przymrużeniem oka reprezentacyjny - w pewnym powiedziałabym rozgrzebie wynikającym z wiecznie niezaścielonego albo inaczej wiecznie rozścielanego, mimo moich wielokrotnych dzialań w celu przywrócenia ładu- psiego posłania.
Psy sypiają pod nami toteż i ich dotychczasowe łoże, na które składał się do niedawna stary ale pościelowy a więc luksusowy śpiwór i koc znajduje się w wielkiej bliskości naszego łoża ;)( to też marzenie na dalszą przyszłość- na razie kanapa rogowa).
Ostatnimi czasy moje psy upodobały sobie tak bardzo ów miękki zestaw pościelowy, dodatkowo traktując go od czasu do czasu jako rozrywkę i przeciągając między sobą po pokoju od balkonu po przedpokój, że brała mnie irytacja, bezradność i obrzydzenie do tego przybytku. Szczególnie pikowany kołdrowo podobny, po kawalerze mężu śpiwór turystyczny- o błękitnokwiatkowym deseniu nijak nie pasował do naszej bordowej koncepcji pokoju- był ohydny. No ale psy lubiły na nim spać.
Wzięłam się ostatnio wkurzyłam i kupiłam planując na razie dla Franka takie upatrzone romantyczne legowisko przeznaczone dla psów salonowych.
Miało być zdecydowanie dla mniejszego poczochrańca, bo wielkością dopasowane do niego ale nie czekając nawet aż porządnie rozłożę zajął je Taffi i wymościl je swoim gęstym futrem. To nic że z niego trochę wypada bo się nie mieści.


W mig po oczach psa po których skakaly iskierki, zrozumiałam, że jest zachwycony nowym nabytkiem i uważa za wlasność. Zdjęcia Franka wychodzą poruszone bo siedzaił tam jak na szpilkach.
