czwartek, 18 czerwca 2009

Legowisko dla wyższych psich sfer


Jakoś tak zaczęło mnie uwierać i krępować coraz dotkliwiej, że gdy przychodzą do nas znajomi, nasi swojscy ale zawsze goście to zastają nasz pokój, nazwijmy to z przymrużeniem oka reprezentacyjny - w pewnym powiedziałabym rozgrzebie wynikającym z wiecznie niezaścielonego albo inaczej wiecznie rozścielanego, mimo moich wielokrotnych dzialań w celu przywrócenia ładu- psiego posłania.
Psy sypiają pod nami toteż i ich dotychczasowe łoże, na które składał się do niedawna stary ale pościelowy a więc luksusowy śpiwór i koc znajduje się w wielkiej bliskości naszego łoża ;)( to też marzenie na dalszą przyszłość- na razie kanapa rogowa).
Ostatnimi czasy moje psy upodobały sobie tak bardzo ów miękki zestaw pościelowy, dodatkowo traktując go od czasu do czasu jako rozrywkę i przeciągając między sobą po pokoju od balkonu po przedpokój, że brała mnie irytacja, bezradność i obrzydzenie do tego przybytku. Szczególnie pikowany kołdrowo podobny, po kawalerze mężu śpiwór turystyczny- o błękitnokwiatkowym deseniu nijak nie pasował do naszej bordowej koncepcji pokoju- był ohydny. No ale psy lubiły na nim spać.
Wzięłam się ostatnio wkurzyłam i kupiłam planując na razie dla Franka takie upatrzone romantyczne legowisko przeznaczone dla psów salonowych.
Miało być zdecydowanie dla mniejszego poczochrańca, bo wielkością dopasowane do niego ale nie czekając nawet aż porządnie rozłożę zajął je Taffi i wymościl je swoim gęstym futrem. To nic że z niego trochę wypada bo się nie mieści.



W mig po oczach psa po których skakaly iskierki, zrozumiałam, że jest zachwycony nowym nabytkiem i uważa za wlasność. Zdjęcia Franka wychodzą poruszone bo siedzaił tam jak na szpilkach.

sobota, 13 czerwca 2009

Tajemnicza Dziewczynko- zatęskniło mi się do Ciebie

To, że o niej już nie piszę, nie znaczy wcale drodzy moi, że nie myślę, nie szukam, nie przetrząsam świata, jednak moje poszukiwania utknęły jakiś czas temu w martwym punkcie a nurtuje mnie wciąż mocno jej imię i nazwisko. No pomóżcie mi proszę, pomóżcie...
Dzięki tej wiedzy mogłabym dowiedzieć się już wszystkiego.
Co jakiś czas ucieszy mnie jedynie upolowana w dzikiej walce na allegro jej pocztówka, mam wrażenie, że wiele z nas sympatyczek "Mistery Girl"w emocjonującej walce na argumenty monetarne zdobywa te jej ukazujące się czasem na allegro pocztówki( ja zapewniam, że jeśli bywa, że piszecie do mnie emaile by spytać z niepewności czy dana pocztówka na aukcji to na pewno ona, nigdy nie podejdę Was podstępem i nie zgarnę sprzed nosa, będę patrzyła, śliniła się ale odmówię sobie lauru zwycięskiego posiadacza dla uczciwości i bycia fair wobec was).
Udało mi się ostatnio zdobyć tę jej pocztówkę, mam nadzieję, że nie jest Wam dobrze znana bo to by znaczyło, że ta równie zajadła jakaś osoba, to któraś z Was.



a te znaleźć na amerykańskich aukcjach w necie.





wraz z siostrą

prawdopodobnie ta właśnie siostra w czasie indywidualnej sesji- talent rodzinny:)

czwartek, 11 czerwca 2009

Figur świętych czar - dygresyjka w dzień Bożego Ciała

W zaciszach Alicji z Arte Ego, Dagmary z Villa Vintage i jeszcze w wielu oglądanych blogach domów szwedzkich, zauroczyły mnie jakiś czas temu leciwe, polichromowane a szczególnie białe jak kość słoniowa, piękne w szlachetności wykonania - figury świętych- Matki Bożej z różańcem w ręku lub o wzroku skierowanym ku niebu, Jezusa miłosiernego z dłonią wskazującą na serce, św Teresy Małej trzymającej róże w jednym bukiecie wraz z krzyżem , św Antoniego z ekstrawaganckim łysym plackiem na głowie i Dzieciątkiem swawolącym na ręku.

Kiedyś takie urocze figury gościły w wielu domach, nasze babki , dziadowie i całe rodziny w okresie nie tylko majowym czy pażdziernikowym, nie tylko gdy pioruny za oknem ale w ciągu całego roku klęczały przed nimi ,odmawiając różańce, przyzywając opieki (nie figur lecz Nieba rzecz jasna), czytając nabożne pożółkłe od palców książki. Palono przed nimi gromnice, ozdabiano wonnymi wianuszkami suczonych ziół, stawiano przed nimi w dzbankach wiejskich bukiety irysów przyniesione wprost z ogrodu lub targu .
Jakoś i śpiewano i modlono się wtedy mocniej i częściej, czasem zerkając jak na ściągę czy też jakowyś pomocnik, jak to też Ci prawdziwi tam w niebie Dobrotliwcy mogą wyglądać.... bo też kiedyś wiara była przyznajmy to szczerze w sercach bardziej ożywiona i praktykowana a teraz jakoś to odeszło... a wraz z tym i owe figury.

Nie raz słyszałam, że ktoś znalazł taką figurę piękną o zgrozo na śmietniku w kątku, dziś, te które ocalały ze starych domów i strychów (bo o tych współczesnych to często szkoda gadać jakimś kiczem trącąi ogólnie wzbudzają we mnie dreszcze) są często bez dłoni, bez stopy, z pokancerowaną twarzą, złamanym nosem- czas, czas. Pewnie upływ czasu ale i era profanum...

Zainspirowana duchowością i tym ulotnym czymś co wnoszą do domu, bo obrazy mają inny urok nazbyt płaski niekiedy, zaczęłam sama poszukiwać podobnych figur świętych . Mam już w domu figurkę niezwykle misterną, niedużą Jezusa- jaka ona jest piękna. Bardzo ją lubię,s toi pośród fotografii moich przodków, uspokaja mnie, że i oni są z Nim tam...

przybliża mi Jego gdy siedzę sobie nad Biblią i próbuję wyobrazić sobie jaki to mógł mieć wyraz twarzy gdy mówił: "Bierzcie i jedzcie z tego wszyscy to jest Ciało Moje..."



























wtorek, 9 czerwca 2009

Spotkanie z drugą taką jak ja szurniętą;)- na punkcie pałacu w Kamieńcu

Znalazłam jakiś czas temu niedawny w swojej poczcie mailowej osobliwie zatytułowany list:
"Trudno mi określić.... może Finckenstein",
pisany przez dziewczynę, która natknęła się na mojego bloga poszukując informacji na temat, jak się okazuje swej pasji, graniczącej jak to nazwała niemal z obłędem- pałacu Finckenstein w Kamieńcu.




Wystosowała do mnie długaśny, przemiły list pełen zdań i wypowiedzi, takich, że miałam wrażenie, że czytam siebie samą.

" Podglądam twojego bloga i nadziwić się nie mogę jak bardzo jesteśmy podobne....wspomnę tylko o tym, że kochamy te same miejsca, zegary, książki, filmy a garnitur herbaciano kawowo-obiadowy Fryderyka jest moim spełnieniem fascynacji " stołowych" i marzeń o czasach, w których nie dane mi było żyć".

Pomyślałam sobie- to niesamowite.

W kolejnej korespondencji okazało się, że jej wiedza o Finckensteinie , jego historii , mieszkańcach pałacu i jego licznych tajemnicach, zakrytych dla ogółu jest wprost powalająca, że jej dociekliwość i determinacja jest głębsza, o niebo głębsza od mojej, a największą jej tęsknotą w ciągu całego roku w jej zapracowanym życiu wykładowcy akademickiego jest móc zajrzeć do Kamieńca i pobyć trochę sam na sam z pałacem Finckenstein w intymnej zażyłości( dodam, że kilka dobrych godzin jazdy z Warszawy gdzie mieszka).
Jej marzeniem zaś nierealnym jest przeżyć sen, w którym to miejsce i epoka ożyją a ona w pięknej napoleońskiej sukni będzie częścią tej rzeczywistości.

Jest niesamowita, wdziera się ta kobieta, w każdą przysłowiową dziurę i szczelinę, niepomna na nieostrożności i konwenanse, ciągnąc za sobą swojego tolerancyjnego dla jej bzika męża, czyni wysiłek by odnaleźć i rozmawia ze strażnikami tych miejsc, dowiadując się od nich takich ciekawostek i sekretnych spraw, że od jej opowieści szczęka mi opadała za każdym razem, łapie w miarę możliwości każdy kontakt nawet zagraniczny z osobami, które znają historie Kamieńca, mają kontakt z członkami rodziny Finckenstein, obecnie żyjącymi, wiedzą więcej.
Pasjonująca osoba ta Ania.

Nadarzyła się nieprzewidziana okazja. Kilka dni od naszego emailowego poznania. W drodze na rodzinną komunię ,wypadła godzinna przerwa w podróży akurat w Warszawie- taka konieczność wyższa i tam zupełnie spontanicznie w zorganizowanym na szybko ugadanym spotkaniu w pięknych ukwieconych o tej porze warszawskich Łazienkach udało nam się spotkać, uściskać serdecznie i pobyć ze sobą ponad godzinę, aż ścieżek w centrum parku od naszego dreptania w te i we wte nam zbrakło, obie aż się zapowietrzałyśmy wymieniając ciekawostki o tym co już wiemy o tym czego ja jeszcze nie wiem, o tym co nas jeszcze łączy i co różni...









niestety nie było komu zrobić nam wspólnego zdjęcia, więc raz jedna raz druga

Dzięki niej, w dniach kolejnych przeszukując net dotarłam do starego filmu Conquest z 1937 roku, kręconego w zachowanym wtedy jeszcze w nienaruszonym stanie pałacu w Kamieńcu z Gretą Garbo i Charlsem Boyerem i mogłam dzięki nieznanemu filmowi przebywać w tych dziś niemal doszczętnie zniszczonych murach, mogłam oglądać piękno komnat i widok z okien Finckensteinu na dziedziniec. Niesamowite przeżycie. Moja znajoma podczas tego filmu ponoć ze wzruszenia, że widzi swój pałac żywy- płacze niepowstrzymanymi łzami. Jak mówi swoje wyśnione najpiękniejsze, czarowne miejsce na ziemi, już zobaczyła.
Część 4 z 6 tworzących cały film.


Zainteresowanych podobnie jak ja i Ania- klimatem tego miejsca, magicznego jak uważamy, zapraszam do swojego kolejnego artykułu w Kraj.Info. czaspismo o Polsce i Polakach gdzie akurat przypadkiem w tym numerze właśnie Finckenstein na topie: Duch pałacu w Kamieńcu , do ściągnięcia-dział Zakamarek Kamili. Dodam, że gdyby przy pisaniu tego tekstu siedziała ze mną Ania, oj  było by ciekawostek więcej... ale cóż  nasze pisanie mailowe i spotkanie wypadło później.

sobota, 6 czerwca 2009

Fotografie, które zabierają w przeszłość

Kolekcjonuję, jak już nieraz pisałam - stare fotografie. Moje metalowe, sporej wielkości pudełko jakiś czas temu wypchnęło bez mojego udziału swoje wieko i fotografie tak liczne talią wysypały się z niego, teraz leżą sobie na pudełku sporą kupką...Decyzja musi zapaść niebawem ostatecznie i nieodwołalnie, czy mówię sobie: "dość już masz Kamilo,zaprzestań!" czy też zamierzam oddawać się dalej kolekcjonerstwu. Porozglądać się czas wtedy za pudełkiem większym, równie leciwym stylem jak te fotografie lub jakimś innym miejscem do ich przechowywania.
Album współczesny odpada, za dużo mam przeróżnych formatów fotografii dziś już nie stosowanych- cudne albumy z tamtych lat natomiast kosztują niemałe sumy i mogę sobie tylko o nich pomarzyć.
Zbierałam dotąd zarówno portrety wizytowe kobiet choć także mężczyzn, gdy mieli niebanalne fizjonomie, popiersia i te ukazujące całą postać w dostojnych sukniach i surdutach, portrety zbiorowe familijne, lub zbiorowe gdzie głowa przy głowie, dawne fotografie małżeńskie, ślubne, zdjęcia portretowe pięknych państwa ze swoimi psimi towarzyszami, zdjęcia rozkosznych dzieci, jednak coraz częściej moje zaciekawienie zwraca się do fotografii uchwytujących ciekawe momenty, sceny rodzajowe, dziedziców przed swoimi domostwami, normalne życie domowe, sceny na ulicy.
Kiedyś się nimi z Wami podzielę bo są fantastyczne tylko muszę uruchomić skaner i nauczyć się jego obsługi... Potrwa to trochę. Na razie dzielę się kilkoma szczególnie ukochanymi fotografiami, do których mam jakąś niewypowiedzianą słabość, znalezionymi w necie.

Yesterprints.com

powiększcie koniecznie




powiększcie, cóż za detal!


Pocałunek


Nareszcie mój obrus doczekał momentu w roku, gdy jego deseń powitał się pocałunkiem czułości z siostrzanym kwieciem piwonii.


zakupiony u Alicji z Arte Ego

czwartek, 4 czerwca 2009

Pewna książka


"Każda kobieta była kiedyś małą dziewczynką. A każda mała dziewczynka piastuje w swoim sercu najskrytsze marzenia. Marzy o porwaniu w wir romansu, o odegraniu niezastąpionej roli w wielkiej przygodzie, o roli Pięknej w czyjejś historii. Te pragnienia są czymś więcej niż dziecięcą zabawą. Stanowią sekret kobiecego serca. A jednak - ile znasz kobiet, które znalazły takie życie? W miarę upływu lat serce kobiety zostaje zepchnięte na bok, zranione, pogrzebane. Ona sama nie znajduje żadnego innego romansu niż te z powieści, żadnej przygody oprócz tych w telewizji, i szczerze wątpi, czy kiedykolwiek będzie Piękną w jakiej bądź historii". Stasi Eldredge


Robiłam właśnie prezenty w księgarni katolickiej dla dwóch naszych tegorocznych komunistek ,świetnie zaopatrzonej poza tym w ikony, obrazy i gry, a przy okazji po raz kolejny moje spojrzenie zderzyło się z okładką i tytułem tej książki.

Ile to ja razy o niej słyszałam na przestrzeni ostatnich lat od urzeczonych nią kobiet i ile też razy pomyślałam sobie, niech sobie będzie dobra, ale ja chyba nie mam jakiegoś specjalnego parcia i weny by się w nią wgłębiać.



Ponieważ jednak tym razem znalazła się, w czasie ogólnego zapoznawania się mojego z tytułami z półki z działu formacji osobowości, jakby pod moją ręką a młody chłopak sprzedający wyjątkowo mile wcześniej mnie obsłużył podczas wyboru odpowiednich ikon greckich, toteż wzięłam do ręki książkę i podeszłam do niego mówiąc, to może jeszcze niech mnie pan za to skasuje. Ale on o dziwo wziął ode mnie książkę i postawił mi warunek...

Jako dorabiający sobie w księgarni student psychologii stwierdził, że jest to najlepsza książka jaką on zna traktująca o naturze i psychologii kobiety mimo, że nie pisana przez psychologa ale kobietę żonę i matkę, i że sprzeda mi tę książkę tylko pod jednym warunkiem.

Zdziwiona taką zagrywką sprzedawcy pytam się udawanie oburzona, jakim? Jeśli obieca mi pani, że będzie robić notatki i zapisywać wrażenia na jej marginesach bo to jest taka książka, że nie można po prostu przeczytać ją tak jak leci. A ponieważ mam zwyczaj notowania po co niektórych książkach z dziedziny psychologii i duchowosci, swoich przemyśleń na marginesach, to prośba ta wydała mi się godziwa i do zrealiwoania ... i wtedy dopiero dał mi tę książkę do rąk. A sam wstukał ją na kasę.

W kolejnych dniach i przy okazji długiej podróży samochodowej czytałam ja notując, wpadając na przemian w stany zamyśleń i wzruszeń i bywało, że w oczach szkliły mi się łzy. Ta ksiażka wydała mi się zjawiskowo piękna w swoim przekazie, tak osadzona w realiach życia i doświadczeń wielu z nas... Taka uzdrawiająca w swej treści.



Książka o korzeniach religijnych, ale też i uniwersalna otwarta dla wszystkich kobiet i ich mężczyzn ciekawych tajemnic kobiecej duszy.

Polecam i doradzam dokupienie do niej automatycznego ołówka.:)


Dodam, że kupiłam też męski odpowiednik "Urzekającej" pisany przez Johna Eldegre,męża Stasi "Dzikie serce- tęsknoty męskiej duszy" i staram się czytać tę fenomenalną książkę mojemu mężowi w czasie jego swobodniejszej pracy przy komputerze. W końcu wszystko co najlepsze dla swojej połowy...