I tak sobie myślę po wczorajszym zdarzeniu jak to jest... gdy aparat wręcz się w domu naprasza by go użyć to nie ma światła, czasem nastroju, motywu gdy go wczoraj wyjątkowo nie zabrałam na spacer żeby w końcu móc chodzić po lesie z mężem za rękę a nie wciąż gonić jak oparzona za nim z aparatem bo to zawsze jakiś motyw leśny czy polny czy psi mnie zwiedzie, to było nam dane zobaczyć ZJAWISKO, coś co nas dosłownie wbiło w ziemię, zauroczyło po prostu jego i mnie i zahipnotyzowało nasze psy.
Pierwsza myśl jaka się w takiej chwili, jedynej na tysiąc tysięcy pojawia to gdzie jest aparat!!!Gdzież on jest! Taki widok jak ten nie przydarzy się już chyba nigdy. Nie zrobiłam zdjęcia więc nie pojmiecie chyba jaka moc była w tym kadrze no chyba, że uruchomicie wyobraźnię, być może wtedy tak.
Po wczorajszym incydencie zaniedbania przyobiecałam sobie, że bez aparatu nie wyruszę na spacer już chyba nigdy.
A więc po kolei...
Nie było owiec tym razem, pastwisko puste, poczułam lekki zawód. Wielka przyjemność bowiem doświadczyć klimatu ukochanych Tatr i tych pasących się leniwie owczych stad w miejscu tak dla nich niecodziennym bo praktycznie nad polskim morzem. Nie tym razem, no trudno, pomyślałam sobie.
Zapuściliśmy się więc w las i szliśmy spokojnie bez wielkich oczekiwań- po prostu my, świeże powietrze, przyroda i ganiające psy. Tyle wystarczy by spacer uszczęśliwiał.
Coś nas podkusiło nagle by na chwilę zboczyć w inną leśną ścieżkę. Taką, w którą nie wchodziliśmy dotąd nigdy. Impuls po prostu. Warto słuchać takich natchnień- jestem pewna, że Ktoś nam je poddaje. Przeszliśmy zaledwie kilkanaście metrów brnąc w kobiercu opadłych modrzewiowych igieł i nagle przystanęliśmy, na tej właśnie ścieżce - absolutny szok-najpierw dziwny dźwięk jakby gdyby tętent aż tu na przeciw nas spomiędzy drzew wyłania się gwałtownie i przelewa rzeka gęstejwełny-owce biegnące zwartą grupą ku nam, takie zarośnięte maksymalnie kule wełnistego runa... Patrząc tak zaczarowana miałam wrażenie, że nie ma końca tego stada, przelewały się zwinnym truchtem pomiędzy drzewami, patrząc tymi swoimi wielkimi oczyskami na nas, skamieniałych z zaskoczenia i jakby wcale nie zmieszane widokiem obcego człowieka i niecodziennych dla nich psów, skręcały w prawo tuż przed nami kierując się w dół po leśnym zboczu w stronę swego gospodarstwa.
Byliśmy wręcz przekonani, że ten uporządkowany, zwarty, energiczny korowód wymuszony jest przez poganiającego je z tyłu gospodarza lub co najmniej psa ale nie, nikt ich nie poganiał, nie było z nimi nikogo.
Owce same wybrały się na wycieczkę do lasu, po prostu stadnie poszły sobie na spacer. Ponad 30 sztuk owiec,kto wie może ich było więcej, miało ochotę się przejść po lesie tak samo jak my tego dnia.
Pierwsza myśl jaka się w takiej chwili, jedynej na tysiąc tysięcy pojawia to gdzie jest aparat!!!Gdzież on jest! Taki widok jak ten nie przydarzy się już chyba nigdy. Nie zrobiłam zdjęcia więc nie pojmiecie chyba jaka moc była w tym kadrze no chyba, że uruchomicie wyobraźnię, być może wtedy tak.
Po wczorajszym incydencie zaniedbania przyobiecałam sobie, że bez aparatu nie wyruszę na spacer już chyba nigdy.
A więc po kolei...
Pojechaliśmy w takie miejsce nieodległe-rzut beretem jak to się mówi, a pamiętać w tej historii koniecznie należy, że to Gdańsk to miasto nas bałtyckim morzem a mimo to miejsce, w które chodzimy, przypomina pejzażem nieco górskie klimaty, tatrzańskie hale.Cieszę się, że tu u nas gdy nieco się wysili, znajdzie się niemal wszystkie polskie cenne pejzaże.
To okolica raczej willowa domki nowe i starsze jednak pośród lasów i łąk.
Pewien gospodarz ma tu obok swego domu, małą oborę i co jest niecodziennym widokiem pokaźne stado owiec. Pasą się przy jego domu, na zboczach zagrodzonego pastwiska, a nad pastwiskiem góruje piękny las. Ten właśnie widok stromego wzniesienia, owiec, lasu iglastego daje wrażenie widoku prosto z gór.
To okolica raczej willowa domki nowe i starsze jednak pośród lasów i łąk.
Pewien gospodarz ma tu obok swego domu, małą oborę i co jest niecodziennym widokiem pokaźne stado owiec. Pasą się przy jego domu, na zboczach zagrodzonego pastwiska, a nad pastwiskiem góruje piękny las. Ten właśnie widok stromego wzniesienia, owiec, lasu iglastego daje wrażenie widoku prosto z gór.
Nie było owiec tym razem, pastwisko puste, poczułam lekki zawód. Wielka przyjemność bowiem doświadczyć klimatu ukochanych Tatr i tych pasących się leniwie owczych stad w miejscu tak dla nich niecodziennym bo praktycznie nad polskim morzem. Nie tym razem, no trudno, pomyślałam sobie.
Zapuściliśmy się więc w las i szliśmy spokojnie bez wielkich oczekiwań- po prostu my, świeże powietrze, przyroda i ganiające psy. Tyle wystarczy by spacer uszczęśliwiał.
Coś nas podkusiło nagle by na chwilę zboczyć w inną leśną ścieżkę. Taką, w którą nie wchodziliśmy dotąd nigdy. Impuls po prostu. Warto słuchać takich natchnień- jestem pewna, że Ktoś nam je poddaje. Przeszliśmy zaledwie kilkanaście metrów brnąc w kobiercu opadłych modrzewiowych igieł i nagle przystanęliśmy, na tej właśnie ścieżce - absolutny szok-najpierw dziwny dźwięk jakby gdyby tętent aż tu na przeciw nas spomiędzy drzew wyłania się gwałtownie i przelewa rzeka gęstejwełny-owce biegnące zwartą grupą ku nam, takie zarośnięte maksymalnie kule wełnistego runa... Patrząc tak zaczarowana miałam wrażenie, że nie ma końca tego stada, przelewały się zwinnym truchtem pomiędzy drzewami, patrząc tymi swoimi wielkimi oczyskami na nas, skamieniałych z zaskoczenia i jakby wcale nie zmieszane widokiem obcego człowieka i niecodziennych dla nich psów, skręcały w prawo tuż przed nami kierując się w dół po leśnym zboczu w stronę swego gospodarstwa.
Byliśmy wręcz przekonani, że ten uporządkowany, zwarty, energiczny korowód wymuszony jest przez poganiającego je z tyłu gospodarza lub co najmniej psa ale nie, nikt ich nie poganiał, nie było z nimi nikogo.
Owce same wybrały się na wycieczkę do lasu, po prostu stadnie poszły sobie na spacer. Ponad 30 sztuk owiec,kto wie może ich było więcej, miało ochotę się przejść po lesie tak samo jak my tego dnia.
5 komentarzy:
Mam uśmiech od ucha do ucha - próbuje sobie to wyobrazić z Twojego opisu - coś niesamowitego, taki widok! Te zdjęcia, które zamieściłaś troszeczkę to przybliżają. Nigdy bym nie pomyślała, żeby mieć własne owce, ale Takie mądre to kto wie ;)?
Moja historia z aparatem - byliśmy tydzień na Rodos, robiłam cudowne zdjęcia lustrzanką, drugiego dnia walnęła (sama?) mi o podłogę, ale sprawdziłam - działa. Dobry sprzęt! Do końca pobytu zużyłam 6 filmów, po powrocie oddałam do wywołania - odbieram fotki, a tam 10 zdjęć! I ani jednego więcej, czarne, prześwietlone filmy! Szok!
Ale stało się coś dziwnego - w swojej głowie odtworzyłam każde ujęcie i każdy kadr - jak nigdy pamiętam wszystko super dokładnie :))
Ty też zapamiętasz ten widok na całe życie :))
Nie wiem, czy Cie to pocieszy, ale może zdjęcie i tak by tego nie oddało, tam jednak kluczowy był ruch ;)
Fajna historia!Czasem takie zwyczajne,banalne spacery koncza sie czyms niezapomnianym. Wiem,ze i w twoim przypadku tak bedzie. Tymbardziej jak sie jest w towarzystwie ukochanych osob...Pozdrawiam cieplo.
Tak,takie momenty warto kolekcjonować i dla m.in takich niespodzianek się żyje
Jednak nie takie barany z tych owiec ;) Natura bardzo często zaskakuje i to jest w niej najpiękniejsze, że jest mądrzejsza od człwieka...
Prześlij komentarz