niedziela, 24 sierpnia 2008

Traf szczęścia na niedzielnym spacerze

Staramy się podarować naszym psom i sobie cotygodniowy spacer, choćby te kilkanaście minut by rozprostować kości, w jedności z przyrodą. Nie zawsze to wychodzi ale gdy się wreszcie uda wracamy potem zawsze z większym entuzjazmem do naszych spraw.
Jest takie miejsce na naszej trasie samochodowej, które mijamy w drodze na niedzielny rodzinny obiad, bliskie zresztą memu dzieciństwu, często tam bywałam, miejsce zaciszne, piękne, sielskie.
Jest tam las, w lesie rozległa polana na niej leśniczówka - domek ceglany, marzy mi się wbrew temu, że dom ten jest od lat zamieszkany, by móc tam zamieszkać właśnie z uwagi na jego otoczenie. Dosłownie po wyjściu z gospodarstwa leśniczego kilkanaście metrów za nim wyrasta pośród lasu - przepiękne Sanktuarium Maryi Brzemiennej - miejsce pielgrzymek kobiet pragnących i oczekujących potomstwa. Kiedyś opowiem o tym miejscu nieco więcej bo wiąże się z nim tajemnicza, cudowna historia i liczne cuda.

leśna droga do leśniczówki i sanktuarium

trudno, że trochę po błotku podarujmy sobie wszyscy nieco spontanicznej radości bez myślenia o konsekwencjach późniejszych

leśniczówka pośród polany

Tym razem nie wybraliśmy się aż tam, za to pozwoliliśmy psom pohasać swobodnie po łące w pobliżu leśniczówki.

brykające pudelsy

Taffi ze swoim "patyczkiem"

Franuś wygrzewający się na trawce

W zeszłym tygodniu gdy też tu zajrzeliśmy na te same kilkanaście minut spaceru, naszym oczom roztoczył się widok cudowny: oświetlona polana z pasącymi się na niej spokojnie i beztrosko sarną i młodym jeleniem. Dziś nie udało nam się ich zobaczyć niestety ale szczęście, które ma wiele uśmiechniętych twarzy, nas nie ominęło.
A było to tak: weszłam głębiej w łąkę by uchwycić ładniejszy kadr tej polany z domkiem, mąż poszedł w ślad za mną i zobaczył w trawie żabę. Zawołał mnie by mi ją pokazać ale gdy podeszłam bliżej ta skoczyła i już trzeba było szukać jej wzrokiem w kolejnym miejscu pośród gęstych traw a skoczyła żabka tak, że sobą dokładnie wskazała miejsce gdzie spoczywało coś za moment przestało wydawać się mężowi patykiem - róg młodego jelenia.

wracając ze spaceru ułożyłam róg na mchu gdzie szczególnie ładnie się komponuje i cyknęłam zdjęcie

Takiego trofeum nie można było nie docenić.Cóż to była za nagła euforia i okrzyk satysfakcji! Poroże wygląda na zeszłoroczne, że też nikt przed nami go dotąd nie odkrył, tymbardziej, że jest to miejsce choć ciche skądinąd uczęszczane. Dla mnie tym lepiej. Dostałam je ceremonialnie w prezencie od męża choć paradoksalnie to on dziś ma imieniny. Zachowam je jako osobliwą pamiątkę- znaleźć choćby część poroża młodego jelenia to nie taka zwykła rzecz.


ja z rogiem jelonka w ręku

11 komentarzy:

stula pisze...

czy to Sanktuarium Matki Bożej Brzemiennej w Gdańsku Matemblewie?
a legenda mówi o stolarzu, który zimą idąc po lekarza dla brzemiennej żony będąc tak zmęczony upadł i był w stanie się tylko modlić. ukazała mu się Maryja i kazała wrócić do domu gdzie czekała na niego zdrowa żona z synkiem.
dobrze pamiętam?

Kamila pisze...

świetnie pamiętasz.Jestem mile zaskoczona, bardzo zaskoczona. Dobrze, że opisałaś tę historię.Tak to Gdańsk- Matemblewo. Pewnie tam byłaś,co?

stula pisze...

nie byłam tam nigdy niestety.
za to swego czasu sporo czytałam o miejscach kultu Maryjnego i to mi w szczególności utkwiło w pamięci. jak byłam w ciąży z Leną to często modliłam się do MBB.

Kamila pisze...

Zachęcam by tam wdepnąć przy jakiejś okazji bycia na Pomorzu. Przeurocze miejsce, ogólnie okolice te są bardzo malownicze.Są tam też w tym lesie rzeźby, część ołtarza papieskiego ala okrętu z hipodromu w Sopocie.

joanna pisze...

Piękny spacer i jeszcze piękniejszy prezent :))

Kamo, przepraszam że zwracam uwagę - ale czy nie boicie sie o swoje psy w lesie? Znam osobiście historię zastrzelonego przez "myśliwego" psa, który z właścicielami brykał po lesie , a gdy zniknął im z oczu usłyszeli huk... To było praktycznie na ich oczach...Straszna tragedia...
Nie wiadomo na kogo się trafi.

A sama wiem, że psy muszą wybiegać sie - tylko tak mało miejsc jest dla nich bezpiecznych.
Twoje są milusie i fotogeniczne :)) Mam nadzieję, że kiedyś poświęcisz im więcej czasu na blogu

Kamila pisze...

Joanna.ka dzięki wiesz ja o swoje psy- moje oczka w głowie praktycznie ciągle się cykam i pracuję nad sobą by dawać im trochę swobody.Na osiedlu przez cały tydzień niestety muszą chodzić na smyczach bo ulica blisko, ruch, różne osoby wiadomo też jaka jest reakcja niekiedy na pudle więc zachowan ludzkich wobec moich pudli obserwuję dużo przeróżnych od za do bardzo anty a ponadto psiaki są zaczepne zabawowo niestety i Taffi jest w stanie pogalopować do każdego psa,którego zobaczy na horyzoncie, Franek pójść za każdym człowiekiem bo ludzi wprost ubóstwia. Tak więc Człowiek na choryzoncie czy pies na smyczy a ja już musiałbym je odwoływać. Ile jednak można na tych smyczach. Niestety one mają taką radość życia że w zabawie olewają komendę wróć. Jedyne miejsca gdzie mogę je puszczać to miejsca odludne zaciszne,tam gdzie nie ma człowieka w pobliżu ani konia ani psa. Naprawdę tylko w takie miejsca jeździmy. Niełatwo je znaleźć. Tu wiem, że nic im się nie stanie od człowieka.Choć wiadomo wszystkiego się nie przewidzi. Co do psiaków i poświęcenia im więcej miejsca to nie raz, nie dwa poświęcę na pewno choć tekst o samych psach był gdzieś tam na początku mojego pisania na blogu. Więc jakby co odsyłam.pozdrawiam.

Anna pisze...

świetne te Wasze psiaki :))
fakt, ciężko znaleźć miejsca na spacery, by nie natknąć się na ludzi, konie, czy też ostatnio w lasach w okolicach Wawy gokarty, motory... (te są najgorsze, kiedyś nawet mieliśmy ostre spięcie z takimi pseudo- żużlowcami)

historia cudna, Kamo pokaż proszę więcej zdjęć tego sanktuarium :)) i może kiedyś uda mi się tam pojechać :)))

Kamila pisze...

Anne:)miło że doceniłaś moje psiaki- kocham je. Apropos zagrożeń no ja jak zauważę zbyt późno konia na łące to drżę bo Taffi lubi konie pogonić zdarzyło się to dwa razy i wtedy emocje są okrutne bo koń mu może odpalić z kopyta z dwa razy i nie ma psa.Rowery też w nim wywołują emocje bo szwagier go w szczenięctwie podrażniał "w zabawie" jazdą na rowerze, nawet nie chcę myśleć co by było gdyby spotkał gokarty czy motory.A co do Matemblewa za jakiś nieodległy czas wybiorę się tam z aparatem specjalnie do kapliczki na wzniesieniu i sanktuarium,i do tych rzeźb i ołtarza z hipodromu i napiszę coś pokażę fotki. Ok?:)

notonlywhite pisze...

piękne widoki:)

ivon777 pisze...

fajnie, że trafiło właśnie do Ciebie (-; Cieplutko pozdr.

Malska pisze...

To musi być niezwykłe miejsce :) Jakoś w tychokolicach nie bywam neistety :(, ale może jak tata się wybierze znów do Władysławowa na deskę, to zabiorę się z nim...
Co do psiaków, to my naszą puszczamy także w lesie, bo w mieście się nigdzie nie da. Gdy jesteśmy sami, to jest posłuszna (no, nie zawsze, raz uciekła, to myślałam, że już po niej), co innego, gdy wokół jest pełno dzieciaków i psów. Maf się boi bardzo wielu rzeczy, więc łatwo by mi przestraszona zwiała. Puszczamy ją w okolicach Wielkopolskiego Parku Narodowego, co może nie jest dozowlone, ale nie ma gdzie.. Kiedyś jakiś koleś z leśniczówki szedł i powiedział, żeby ją przypiąć, bo zaraz pójdzie leśniczy i może ją ustrzelić... Jak na razie jednak się nic nie stało...