Przed chwilą zaś dosłownie musiałam interweniować-otóż pod moją nieuwagę w ruch poszło odłożone do schowania po kolędzie domowe kropidło. Siłą wytarmosiłam je jeszcze w miarę całe ze szczęk rozbrykanych psiaków. Mimo to dywan we wiórach.
W sumie wolę jednak chyba takie ekscesy detaliczne niż masowe, sukcesywne zjadanie kanapy pod nieobecność domowników jak to u czarującego labradora mojej przyjaciółki ma miejsce. Toż to profanum isnte. U moich domowników przynajmniej widać silne parcie ku sacrum.
W sumie wolę jednak chyba takie ekscesy detaliczne niż masowe, sukcesywne zjadanie kanapy pod nieobecność domowników jak to u czarującego labradora mojej przyjaciółki ma miejsce. Toż to profanum isnte. U moich domowników przynajmniej widać silne parcie ku sacrum.
15 komentarzy:
Męża masz pierwsza klasa, haha :) Ubawiłam się czytając Twój post. Swoją drogą, niezły zapasik wody święconej miałaś :)
Ja wciąż czekam na księdza, nie mam pojęcia kiedy się zjawi, bo należę do największej parfi w mieście i rozpiska jest jak na razie tylko do dziesiątego :/
Ale sie uchachałam.Mąż teraz święty będzie.....
Po co Ci ilości hurtowe wody święconej? (Jeśli wolno zapytać).
Przypomniałaś mi o księdzu - mieszkam teraz na terenie nie swojej parafii i w każdej chwili wielebny może zastukać. Muszę najbliższy spacer przedłużyć o dwa skrzyżowania i się dowiedzieć... Zwłaszcza, że pomyślałam, że dam mu fajny miód z pasieki znajomych, bo w końcu pracuje gardłem, a zimno jest jak cholera.
W domu rodziców zawsze był problem, co zrobić z resztką wody święconej po wizycie księdza i zazwyczaj to ja się poświęcałam:) i wypijałam...
Ja już jestem po kolędzie....i dobrze.Czasem się śmieję,że mój dom nie potrzebuje święcenia ponieważ kiedyś...kiedyś mieszkał w nim ksiądz.Jak się nie mylę to ten mój domek był pastorałką czy jakoś tak.
sylwia15a
Ta woda święcona to była dzień wcześniej pożyczona w tej butelce od sąsiadki. Moja w słoiku zzieleniała stąd pożyczałam:)Wody święconej nigdy nie za wiele;)i do tego w dzisiejszych czasach.
No to mąż prawie święty po wypiciu takiej ilości wody święconej:):)pozdrawiam serdecznie:)
Świetna historia z tą wodą. Pamiętaj, aby po wyjściu księdza jako pierwsza usiąść na jego miejscu. Jak mawia moja mama, a jej mawiała jej mama - to dostatek Cię czeka na najbliższy rok. Zważywszy na Twoje marzenia o domku, nie zaszkodzi chyba wprowadzić trochę zabobonów. Pozdrawiam!
No to Bartek teraz na pewno świeci jeszcze bardziej ;)
Ja też już po kolędzie, Mufa w tym roku nawet nie wykazywała większego zainteresowania wikarym. Fajnie jak przychodzi ksiądz, którego się zna i który Cię zna. Można wtedy sensownie pogadać i nie jest to niewygodny obowiązek.
Kamuś:)))
Teraz tylko patrzeć jak Twojemu mężowi wyrosną anielskie skrzydła... W sumie ciekawe doświadczenie:))
Buźka!!
Wydaje mi się, że nawet z obcym księdzem warto (trzeba! to taka moja mała krucjata - o ludzkie oblicze kolędy;) normalnie porozmawiać i ew. nie pozwalać mu sprowadzić rozmowy na tory nienormalne. Dobrym chwytem jest pytanie: "jak się księdzu podoba parafia?" Na ogół się rozklejają, narzekają;) i wypadają z utartych torów... Może być naprawdę sympatycznie, nie dajcie się! :))))
Ilooka - zabobony w dopiero co poświęconym domu?! ;)
A forsy życzymy Gospodyni całym sercem nawet bez siadania:))))
Sara, zgadzam się, ale czasami to ksiądz nie chce rozmawiać. Wierz mi, już się kiedyś dwoiłam i troiłam na jednej kolędzie, ale jak ksiądz nie chce gadać, to skończy się na wypełnieniu papierów. A, no i od nas (czyli mnie i siostry) nigdy nie chcą brać kasy. I ostatni mi powiedział, ze od studentów nigdy nie bierze. To taka moja mała krucjata obalająca tezę, ze "im" chodzi tylko o pieniądze ;)
Kamuś, ale się uśmiałam :)))
anegdotka do opowiadania latami :)))
ja już jestem po wizycie duszpasterskiej (by nikt nie zapomniał i nie mógł udawać, że nie wiedział co roku na drzwiach wejściowych dzień wcześniej jest informacja...) na szczęście ksiądz, który nas odwiedził jest bardzo fajny (swoją drogą w naszym wieku) i rozmowa przebiegała w miłej atmosferze :))
ja z kolei miałam końcówkę wody święconej, więc po wylaniu na talerzyk była to mała "plamka" - i mój M chciał dolać wody z czajnika by było więcej...
Królewno! Popieram całym sercem Twoją krucjatę i dodam od siebie - w zeszłym roku jedyną wypowiedzią księdza było: czy nie potrzebujecie czegoś z parafii (jak się dowiedział, że my nie z tej). Po zastanowieniu powiedziałam, że opiekunki do dziecka, ale nie mógł mi tego zapewnić, bo ma pod opieką prawie samych starszych ludzi. Nie dałam żadnej kasy, a on w ogóle o tym - jestem 100% pewna - nie pomyślał. Po powyższym pytaniu zwiał.
Co do ilości wody święconej - zawsze ksiądz może na miejscu pobłogosławić kranówę, jeśli się przyznać, że się nie ma - i już.
Ale gorący temat ta kolęda!
my w tym roku mieliśmy kolędę o tej samej porze w dwóch naszych mieszkaniach. dwóch różnych księży. i zdążyliśmy...
Ja tu wracam z roboty a tu taka kolędowa dyskusja rozgorzała.
Z reguły kolędy lubię.
Znam ten światek księżowski trochę i czasem różne perypetie swoje z kolęd księżula różni mi opowiadali.
Ogólnie dla nich to dość stresujące przeżycie jest to chodzenie, pukanie,wpraszanie się i ta niewiadoma jak ich potraktują a bywa,rzadko bo rzadko ale traktują różnie. Znajomy wielebny opowiadał mi jak to kobieta po odprawieniu przez niego modlitwy i poświęceniu mieszkania podeszła do stołu i na jego oczach zaczęła zwijać obrus odstawiać lichtarze, krucyfiks. Dała mu do zrozumienia, że ma się już zabierać.No to się zabrał.
Prześlij komentarz