czwartek, 8 stycznia 2009

Perypetie kolędowe

Trzy światy z tymi domownikami. Mąż mój przez pomyłkę parę dni temu wydoił z butelki po mineralnej niemal pół litra wody święconej. Taki był biedak spragniony po pracy, że aż się przyssał i tylko się zdziwił na koniec, jak mu tę butlę siłą wyrwałam uświadamiając co to za jedna ta woda, że coś mu ona właśnie tak dziwnie smakowała...
Przed chwilą zaś dosłownie musiałam interweniować-otóż pod moją nieuwagę w ruch poszło odłożone do schowania po kolędzie domowe kropidło. Siłą wytarmosiłam je jeszcze w miarę całe ze szczęk rozbrykanych psiaków. Mimo to dywan we wiórach.
W sumie wolę jednak chyba takie ekscesy detaliczne niż masowe, sukcesywne zjadanie kanapy pod nieobecność domowników jak to u czarującego labradora mojej przyjaciółki ma miejsce. Toż to profanum isnte. U moich domowników przynajmniej widać silne parcie ku sacrum.


15 komentarzy:

decomarta pisze...

Męża masz pierwsza klasa, haha :) Ubawiłam się czytając Twój post. Swoją drogą, niezły zapasik wody święconej miałaś :)
Ja wciąż czekam na księdza, nie mam pojęcia kiedy się zjawi, bo należę do największej parfi w mieście i rozpiska jest jak na razie tylko do dziesiątego :/

aagaa pisze...

Ale sie uchachałam.Mąż teraz święty będzie.....

Sara pisze...

Po co Ci ilości hurtowe wody święconej? (Jeśli wolno zapytać).

Przypomniałaś mi o księdzu - mieszkam teraz na terenie nie swojej parafii i w każdej chwili wielebny może zastukać. Muszę najbliższy spacer przedłużyć o dwa skrzyżowania i się dowiedzieć... Zwłaszcza, że pomyślałam, że dam mu fajny miód z pasieki znajomych, bo w końcu pracuje gardłem, a zimno jest jak cholera.

W domu rodziców zawsze był problem, co zrobić z resztką wody święconej po wizycie księdza i zazwyczaj to ja się poświęcałam:) i wypijałam...

Anonimowy pisze...

Ja już jestem po kolędzie....i dobrze.Czasem się śmieję,że mój dom nie potrzebuje święcenia ponieważ kiedyś...kiedyś mieszkał w nim ksiądz.Jak się nie mylę to ten mój domek był pastorałką czy jakoś tak.
sylwia15a

Kamila pisze...

Ta woda święcona to była dzień wcześniej pożyczona w tej butelce od sąsiadki. Moja w słoiku zzieleniała stąd pożyczałam:)Wody święconej nigdy nie za wiele;)i do tego w dzisiejszych czasach.

EWA pisze...

No to mąż prawie święty po wypiciu takiej ilości wody święconej:):)pozdrawiam serdecznie:)

llooka - K a r o l i n a pisze...

Świetna historia z tą wodą. Pamiętaj, aby po wyjściu księdza jako pierwsza usiąść na jego miejscu. Jak mawia moja mama, a jej mawiała jej mama - to dostatek Cię czeka na najbliższy rok. Zważywszy na Twoje marzenia o domku, nie zaszkodzi chyba wprowadzić trochę zabobonów. Pozdrawiam!

Malska pisze...

No to Bartek teraz na pewno świeci jeszcze bardziej ;)
Ja też już po kolędzie, Mufa w tym roku nawet nie wykazywała większego zainteresowania wikarym. Fajnie jak przychodzi ksiądz, którego się zna i który Cię zna. Można wtedy sensownie pogadać i nie jest to niewygodny obowiązek.

Alicja pisze...

Kamuś:)))
Teraz tylko patrzeć jak Twojemu mężowi wyrosną anielskie skrzydła... W sumie ciekawe doświadczenie:))
Buźka!!

Sara pisze...

Wydaje mi się, że nawet z obcym księdzem warto (trzeba! to taka moja mała krucjata - o ludzkie oblicze kolędy;) normalnie porozmawiać i ew. nie pozwalać mu sprowadzić rozmowy na tory nienormalne. Dobrym chwytem jest pytanie: "jak się księdzu podoba parafia?" Na ogół się rozklejają, narzekają;) i wypadają z utartych torów... Może być naprawdę sympatycznie, nie dajcie się! :))))

Ilooka - zabobony w dopiero co poświęconym domu?! ;)
A forsy życzymy Gospodyni całym sercem nawet bez siadania:))))

Malska pisze...

Sara, zgadzam się, ale czasami to ksiądz nie chce rozmawiać. Wierz mi, już się kiedyś dwoiłam i troiłam na jednej kolędzie, ale jak ksiądz nie chce gadać, to skończy się na wypełnieniu papierów. A, no i od nas (czyli mnie i siostry) nigdy nie chcą brać kasy. I ostatni mi powiedział, ze od studentów nigdy nie bierze. To taka moja mała krucjata obalająca tezę, ze "im" chodzi tylko o pieniądze ;)

Anna pisze...

Kamuś, ale się uśmiałam :)))
anegdotka do opowiadania latami :)))
ja już jestem po wizycie duszpasterskiej (by nikt nie zapomniał i nie mógł udawać, że nie wiedział co roku na drzwiach wejściowych dzień wcześniej jest informacja...) na szczęście ksiądz, który nas odwiedził jest bardzo fajny (swoją drogą w naszym wieku) i rozmowa przebiegała w miłej atmosferze :))
ja z kolei miałam końcówkę wody święconej, więc po wylaniu na talerzyk była to mała "plamka" - i mój M chciał dolać wody z czajnika by było więcej...

Sara pisze...

Królewno! Popieram całym sercem Twoją krucjatę i dodam od siebie - w zeszłym roku jedyną wypowiedzią księdza było: czy nie potrzebujecie czegoś z parafii (jak się dowiedział, że my nie z tej). Po zastanowieniu powiedziałam, że opiekunki do dziecka, ale nie mógł mi tego zapewnić, bo ma pod opieką prawie samych starszych ludzi. Nie dałam żadnej kasy, a on w ogóle o tym - jestem 100% pewna - nie pomyślał. Po powyższym pytaniu zwiał.

Co do ilości wody święconej - zawsze ksiądz może na miejscu pobłogosławić kranówę, jeśli się przyznać, że się nie ma - i już.

Ale gorący temat ta kolęda!

stula pisze...

my w tym roku mieliśmy kolędę o tej samej porze w dwóch naszych mieszkaniach. dwóch różnych księży. i zdążyliśmy...

Kamila pisze...

Ja tu wracam z roboty a tu taka kolędowa dyskusja rozgorzała.
Z reguły kolędy lubię.
Znam ten światek księżowski trochę i czasem różne perypetie swoje z kolęd księżula różni mi opowiadali.
Ogólnie dla nich to dość stresujące przeżycie jest to chodzenie, pukanie,wpraszanie się i ta niewiadoma jak ich potraktują a bywa,rzadko bo rzadko ale traktują różnie. Znajomy wielebny opowiadał mi jak to kobieta po odprawieniu przez niego modlitwy i poświęceniu mieszkania podeszła do stołu i na jego oczach zaczęła zwijać obrus odstawiać lichtarze, krucyfiks. Dała mu do zrozumienia, że ma się już zabierać.No to się zabrał.