wtorek, 24 czerwca 2008

Parapet czy półka

Lubię przytulność w przestrzeni, skupianie wokół siebie przedmiotów(nie by je "mieć" ale właśnie by tworzyć ciepło), pamiątek przywołujących osoby, wspomnienia po nich, romantycznych akcentów, rzeczy, które cieszą oko.
W małym mieszkaniu gdzie górę nad wszystkim, w jakiś sposób musi wziąć myślenie funkcjonalne a więc przede wszystkim wysiłek mentalny i fizyczny nie lada w upakowaniu jakoś zgrabnie tego co się posiada- rzeczy nie tyle ozdobnych, co potrzebnych, niezbędnych- do szaf, szafisk, pakownych szafek, szuflad i komód, a przecież nie łudźmy się i tak część przedmiotów wołać będzie jeszcze o dach nad głową- mało zostaje tak naprawdę przestrzeni gdzie takie miłe dla oka i serca "przedmioty kompletnie bezużyteczne"- jak to mawia mój małżonek, można by wystawić, bez uszczerbku dla przestrzeni życia i aktywności codziennej w domu.
Takich gadżetów zawsze jest więcej niż miejsca, stąd też w domu mam sporo półek otwartych i tych, mocowanych na ścianach oraz tych zapożyczonych na przykład... od parapetu. Zdaję sobie sprawę, że czasem tego wszystkiego tam za dużo ale to trudne do przeskoczenia przestać być sentymentalną czy romantyczną.
Trzy moje parapety-jakimi dysponuję: ten w pokoju, gdzie z racji moich zamiłowań dotychczasowych panuje styl nazywany przeze mnie "że niby retro"





,w kuchni mającej zadatki na rustykalną, gdzie stworzyłam na parapecie wonne zaplecze zielne





oraz w pokoju pracy-gdzie funkcjonalność bierze wszelką górę nad resztą wyrafinowanego myślenia przestrzennego - to świat męża, który wystawić by chciał na widok publiczny wszystkie te dla kobiety upiorne sprzęty, i robi to notorycznie, żeby tylko je mieć pod samiuśką ręką. Roślinki także są tu w stanie wiecznego zagrożenia podlania im korzonków kwaskiem cytrynowym bynajmniej nie przeze mnie:) stąd sporo kwiatków nie wymagających słońca i wody. Uczynienie z tego pomieszczenia sielskiego gniazdka, jest dla mnie niemal tak trudne jak stanięcie na rzęsach. Tu mój dotychczasowy styl z racji ostatnich oszołomień i zachwytów przełamuje się w kierunku tradycyjnych wnętrz skandynawskich.




Jak to możliwe, myślę sobie czasem, że w tym mieszkaniu gdzie męskość walczy tak zajadle;) ideologicznie z kobiecością:) mimo wszystko, w przestrzeni panuje spójność, harmonia i lubi się wracać do tego domku? Niech pomyślę...hmmmm...... może to miłość?

6 komentarzy:

festoon pisze...

Piękne te twoje parapety,takie nostalgiczne.Zauważyłam,że mam podobną doniczkę,tę na wpół zieloną,na wpół glinianą ze spękaniami:)ja mam kwadratową

Malska pisze...

Moim marzeniem jest PUSTY parapet ze swobodnym dostępem do okna, kiedy chce się je umyć albo po prostu otworzyć na oścież... Niestety na razie pozostanie to marzeniem, ze względu na metraż i konieczność wykorzystywania każdego centymetra przestrzeni...

Anonimowy pisze...

jesteś bezbłędnie obłędna Kasiu, i pewnie wiesz kto te słowa pisze.. cudowna z Ciebie istota..

Malska pisze...

E, to do mnie? Bo gospodyni tego bloga to Kamila się nazywa :)
Nie wiem kto pisze... ;)

Kamila pisze...

Gospodyni tego bloga ma na imię Kasia a Kama to forma od jej drugiego imienia Kamila.
Tak owa istota wie kto taki jej to pisze i jest jej strasznie miło ale wie też, że to zbyt pochlebna nadinterpretacja jej osoby.

Malska pisze...

No i wszystko jasne :)